Zuzanna Dąbrowska: Prezes jak Rodziewiczówna i Latarnik

Opozycja nie odwołała wicepremiera Kaczyńskiego. To było do przewidzenia. Ale za to skutecznie ośmieszył go premier Mateusz Morawiecki.

Aktualizacja: 10.12.2020 16:10 Publikacja: 09.12.2020 22:13

Zuzanna Dąbrowska: Prezes jak Rodziewiczówna i Latarnik

Foto: fot. Kancelaria Sejmu RP

Jeśli ktoś zastanawiał się jeszcze, po co PiS była wprowadzona w poprzedniej kadencji władza absolutna nad sejmowymi procedurami, to podczas wieczornej debaty nad wnioskiem o wotum nieufności dla wicepremiera ds. bezpieczeństwa i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego powinien się o tym dobitnie przekonać.

Formalne ramy debaty zakładały przemówienia wnioskodawców, sprawozdanie komisji, pięciominutowe wystąpienia dla klubów i kół, obronę samego wicepremiera i nieograniczony praktycznie czas wypowiedzi dla premiera. Fantastyczna okazja do szerzenia propagandy władzy. W przypadku premiera - trącącej kultem jednostki.

Przemówienie Mateusza Morawieckiego pełne było wiernopoddańczych deklaracji: „to wizja pana premiera Kaczyńskiego doprowadziła do spadku bezrobocia, a Unia dziś przyznaje mu rację, że nie wpuścił do Polski uchodźców”. Jednak ta lista zasług prezesa mieściła się jeszcze w ramach politycznej wymiany argumentów. Kiedy jednak premier postanowił scharakteryzować osobę swojego bohatera, pobił wszelkie rekordy hołdownictwa. – Jego życiorys to pokazanie, czym po 1989 roku mogła być polska inteligencja, a czym nie była – mówił szef rządu. - To była rola taka, jak tamtych niepokornych, jak doktor Judym, Siłaczka, Latarnik, Limanowski i Rodziewiczówna. Niestety inteligencja po 89 roku zrosła się z salonem i nie pełniła takiej roli - narzekał.

Zdaniem Mateusza Morawieckiego pełnił ją jedynie Jarosław Kaczyński. Z bratem. - Jak w II RP spierały się pewne wizje Dmowskiego i Piłsudskiego, tak w III RP była wizja Polski suwerennej, sprawiedliwej, silnej, Lecha i Jarosława Kaczyńskich, Jana Olszewskiego i wizja Polski bezwolnej, małej, miałkiej Michnika i Urbana – grzmiał Morawiecki.

Na zakończenie  politycy PiS wstali klaszcząc i skandując „Ja-ro-sław, Ja-ro-sław”, co dopełniło obrazu. Opary absurdu chyba nigdy jeszcze na Wiejskiej nie były tak gęste.

Z punktu widzenia opozycji, debaty nie można byłoby zaliczyć do udanych, bo jej konstrukcja dała czasową i logistyczną przewagę prezesowi i jego stronnikom, a podział sejmowych mandatów gwarantował przecież odrzucenie wniosku. Premier Morawiecki  sprawił jednak, że stało się inaczej. Groteska królująca w układzie rządzącej większości zdominowała wszystko.     

Jeśli ktoś zastanawiał się jeszcze, po co PiS była wprowadzona w poprzedniej kadencji władza absolutna nad sejmowymi procedurami, to podczas wieczornej debaty nad wnioskiem o wotum nieufności dla wicepremiera ds. bezpieczeństwa i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego powinien się o tym dobitnie przekonać.

Formalne ramy debaty zakładały przemówienia wnioskodawców, sprawozdanie komisji, pięciominutowe wystąpienia dla klubów i kół, obronę samego wicepremiera i nieograniczony praktycznie czas wypowiedzi dla premiera. Fantastyczna okazja do szerzenia propagandy władzy. W przypadku premiera - trącącej kultem jednostki.

Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich