Jeśli ktoś zastanawiał się jeszcze, po co PiS była wprowadzona w poprzedniej kadencji władza absolutna nad sejmowymi procedurami, to podczas wieczornej debaty nad wnioskiem o wotum nieufności dla wicepremiera ds. bezpieczeństwa i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego powinien się o tym dobitnie przekonać.
Formalne ramy debaty zakładały przemówienia wnioskodawców, sprawozdanie komisji, pięciominutowe wystąpienia dla klubów i kół, obronę samego wicepremiera i nieograniczony praktycznie czas wypowiedzi dla premiera. Fantastyczna okazja do szerzenia propagandy władzy. W przypadku premiera - trącącej kultem jednostki.
Przemówienie Mateusza Morawieckiego pełne było wiernopoddańczych deklaracji: „to wizja pana premiera Kaczyńskiego doprowadziła do spadku bezrobocia, a Unia dziś przyznaje mu rację, że nie wpuścił do Polski uchodźców”. Jednak ta lista zasług prezesa mieściła się jeszcze w ramach politycznej wymiany argumentów. Kiedy jednak premier postanowił scharakteryzować osobę swojego bohatera, pobił wszelkie rekordy hołdownictwa. – Jego życiorys to pokazanie, czym po 1989 roku mogła być polska inteligencja, a czym nie była – mówił szef rządu. - To była rola taka, jak tamtych niepokornych, jak doktor Judym, Siłaczka, Latarnik, Limanowski i Rodziewiczówna. Niestety inteligencja po 89 roku zrosła się z salonem i nie pełniła takiej roli - narzekał.
Zdaniem Mateusza Morawieckiego pełnił ją jedynie Jarosław Kaczyński. Z bratem. - Jak w II RP spierały się pewne wizje Dmowskiego i Piłsudskiego, tak w III RP była wizja Polski suwerennej, sprawiedliwej, silnej, Lecha i Jarosława Kaczyńskich, Jana Olszewskiego i wizja Polski bezwolnej, małej, miałkiej Michnika i Urbana – grzmiał Morawiecki.
Na zakończenie politycy PiS wstali klaszcząc i skandując „Ja-ro-sław, Ja-ro-sław”, co dopełniło obrazu. Opary absurdu chyba nigdy jeszcze na Wiejskiej nie były tak gęste.