Na czym polega problem z oceną nowelizacji kodeksu wyborczego złożonej przez partię rządzącą tuż przed świętami, w czwartek wieczorem przed Wigilią? Większość proponowanych zmian ma szczytne uzasadnienie. Gdy PiS jest krytykowany za przeprowadzanie ataku na demokrację liberalną, oto proponuje prodemokratyczne zmiany mające ułatwić wyborcom oddanie głosu, a więc podnoszące frekwencję.
PiS zastawia jednak pułapkę na opozycję. Bo czy jakiś polityk może teraz powiedzieć, że bezpłatne podwożenie seniorów do komisji wyborczych jest czymś złym? Albo stworzenie nowych komisji w miejscowościach, z których dotychczas było daleko do lokalu wyborczego? Jak można być przeciw rozwiązaniom, które mają doprowadzić do zwiększenia frekwencji?
Czytaj więcej
Mało jest sygnałów, które wskazywałyby, że zwiększona frekwencja pomogłaby PiS-owi - mówi w rozmowie z Zuzanną Dąbrowską socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, prof. Jarosław Flis.
Tak się składa – oczywiście, zupełnie przypadkowo – że na wszystkich tych zmianach skorzysta PiS. Nie chce wcale podnosić frekwencji w miastach, gdzie mieszkają potencjalni wyborcy opozycji, ani wśród najmłodszych głosujących, lecz właśnie w małych miejscowościach, w których może liczyć na większe poparcie. To samo dotyczy bezpłatnego podwożenia starszych wyborców – również w tej grupie partia rządząca może złowić ponadprzeciętnie dużo głosów.
Dość przypomnieć, że według badań exit poll z 2019 r. wśród wyborców powyżej 60. roku życia PiS dostał prawie 56 proc. głosów. Dla porównania – wśród tych przed 30. rokiem życia było to 26 proc. W miastach powyżej 500 tys. mieszkańców PiS dostał 27 proc. Na wsi zaś ponad 56 proc. Partię Jarosława Kaczyńskiego poparło przed trzema laty 57 proc. emerytów i rencistów oraz niemal 68 proc. rolników.