Jędrzej Bielecki: Lula wygrał. Brazylia pozostanie demokracją

Lider lewicy ma wiele wad. Ale ma też jedną zasadniczą zaletę, której nie ma Jair Bolsonaro: dzięki Luli Brazylijczycy nadal będą żyli w czwartym co do znaczenia kraju wolnego świata.

Publikacja: 31.10.2022 07:41

Luiz Inacio Lula da Silva

Luiz Inacio Lula da Silva

Foto: AFP

Emocje były w nocy z niedzieli na poniedziałek wielkie w Sao Paulo, Rio de Janeiro czy Fortalezie. Niezwykle sprawny system liczenia głosów na początku dawał przewagę Bolsonaro, ale w miarę, jak dochodziły wyniki z fawel, biednej północno-wschodniej części kraju, Ignacio Lula da Silva wyszedł na prowadzenie. Ostatecznie wygrał zdobywając 50,9 procent głosów wobec 49,1 procent dla swojego oponent. Zwycięstwo trudne ale jednoznaczne.

Czytaj więcej

Lula nowym prezydentem Brazylii. Koniec władzy Bolsonaro

Jednak jeszcze w poniedziałek rano czasu polskiego Bolsonaro nie chciał uznać porażki. To nie zaskakuje. Tak jak Donald Trump i jego zagraniczni poplecznicy, nie potrafi grać fair. Od wielu miesięcy powtarzał, że „tylko Bóg pozbawi go prezydentury”. Amerykanie byli w ostatnich tygodniach tak zaniepokojeni o brazylijską demokrację, że do doradcy odchodzącego, brazylijskiego prezydenta, zadzwonił szef CIA William Burns. Robili to też inni, wysokiej rangi przedstawiciele amerykańskiej administracji. W Waszyngtonie nie wiedziano, czy zwycięstwo Bolsonaro nie uruchomiłoby w obu Amerykach dynamiki, która ułatwiłaby powrót do Białego Domu za dwa lata Trumpa. Nadal zresztą żywe są obawy, że Bolsonaro wyprowadzi na ulice swoich zwolenników i będzie czekał, aż armia stanie po jego stronie, cofając o 36 lat, do czasów wojskowej dyktatury, zegary brazylijskiej historii.

77-letni Ignacio Lula da Silva ma wiele wad. Gdy poprzedni raz był prezydentem w latach 2003-2010, nie zapobiegł szerzeniu się korupcji na wielką skalę, za co przesiedział blisko dwa lata w więzieniu. W wywiadzie dla „Time’a” w maju mówił, że Wołodymyr Zełenski jest w równym stopniu winny wojnie na Ukrainie, co Władimir Putin. W trakcie debat telewizyjnych z Bolsonaro nie chciał potępić autorytarnych, lewicowych rządów w Nikaragui, Wenezueli i na Kubie.

Tyle, że Bolsonaro pod tym względem lepszy nie jest. Goszczony przez Putina na Kremlu kilkanaście dni przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji, utrzymywał potem bliski kontakt z rosyjskim prezydentem i odmówiły nałożenia sankcji na Rosję. Z Węgrami i Polską zamierzał budować światowy sojusz „nieliberalnych-demokracji”. Tak dla Luli, jak i Bolsonaro w dyplomacji najważniejsze jest wspieranie tych, którzy jak Pekin czy Moskwa poluzują dominację na zachodniej półkuli Stanów Zjednoczonych. Jednak w przeciwieństwie do Luli, Bolsonaro nie kieruje się zasadami demokracji nie tylko w polityce międzynarodowej, ale i krajowej.

Obok Ameryki, Wielkiej Brytanii czy Polski, Brazylia stała się jednym z najbardziej spolaryzowanych krajów świata

Ale były kapitan ma dużo więcej na sumieniu. Gdyby nie bunt większości z 27 stanów Brazylii, jego nieodpowiedzialna polityka w czasie pandemii doprowadziłaby do jeszcze większej hekatomby (w Brazylii zmarło 700 tysięcy osób). Tylko w tym roku za jego sprawą w Amazonce zniknął z powierzchni Ziemi las tropikalny wielkości województwa opolskiego. Brutalność policji i uwolnienie dostępu do broni tylko zwiększyło przestępczość w kraju. Jego permanentne kłamstwa i populizm spowodowały, że obok Ameryki, Wielkiej Brytanii czy Polski, Brazylia stała się jednym z najbardziej spolaryzowanych krajów świata. I to się szybko nie zmieni: bolsonaryści zachowali większość w Kongresie. Katastrofalne dziedzictwo były kapitan pozostawia też w sferze duchowej: członkowie kościołów ewangelikalnych, 1/3 ludności kraju, którzy wyrośli na porażce Kościoła Katolickiego, coraz dalej odchodzą od pokojowego przesłania Ewangelii. A to żelazny elektorat Bolsonaro, który dopiero teraz poczuł swoją siłę.

Niewiadomą pozostaje efekt gospodarczy zwycięstwa Luli. Dzięki niezwykłej koniunkturze na brazylijskie surowce, zdołał on przed laty wyciągnąć z nędzy nawet 40 mln Brazylijczyków. To dziś jednak nie do powtórzenia, a nie wiadomo, do jakiego stopnia lider Partii Pracujących będzie kontynuował liberalne reformy, które zainicjował jego poprzednik. Bez nich Brazylia nie będzie zaś mogła szybko się rozwijać. Można jednak zakładać, że po dwóch dekadach negocjacji Lula doprowadzi w przyszłym roku do zawarcia porozumienia o wolnym handlu między Unią Europejską i Mercosurem (Brazylia, Argentyna, Urugwaj, Paragwaj), co uruchomi pozytywna dynamikę zmian gospodarczych. Niszczenie Amazonki i konflikt z Emmanuelem Macronem, główne powody blokady, teraz najpewniej znikną.

Emocje były w nocy z niedzieli na poniedziałek wielkie w Sao Paulo, Rio de Janeiro czy Fortalezie. Niezwykle sprawny system liczenia głosów na początku dawał przewagę Bolsonaro, ale w miarę, jak dochodziły wyniki z fawel, biednej północno-wschodniej części kraju, Ignacio Lula da Silva wyszedł na prowadzenie. Ostatecznie wygrał zdobywając 50,9 procent głosów wobec 49,1 procent dla swojego oponent. Zwycięstwo trudne ale jednoznaczne.

Jednak jeszcze w poniedziałek rano czasu polskiego Bolsonaro nie chciał uznać porażki. To nie zaskakuje. Tak jak Donald Trump i jego zagraniczni poplecznicy, nie potrafi grać fair. Od wielu miesięcy powtarzał, że „tylko Bóg pozbawi go prezydentury”. Amerykanie byli w ostatnich tygodniach tak zaniepokojeni o brazylijską demokrację, że do doradcy odchodzącego, brazylijskiego prezydenta, zadzwonił szef CIA William Burns. Robili to też inni, wysokiej rangi przedstawiciele amerykańskiej administracji. W Waszyngtonie nie wiedziano, czy zwycięstwo Bolsonaro nie uruchomiłoby w obu Amerykach dynamiki, która ułatwiłaby powrót do Białego Domu za dwa lata Trumpa. Nadal zresztą żywe są obawy, że Bolsonaro wyprowadzi na ulice swoich zwolenników i będzie czekał, aż armia stanie po jego stronie, cofając o 36 lat, do czasów wojskowej dyktatury, zegary brazylijskiej historii.

Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich