Emocje były w nocy z niedzieli na poniedziałek wielkie w Sao Paulo, Rio de Janeiro czy Fortalezie. Niezwykle sprawny system liczenia głosów na początku dawał przewagę Bolsonaro, ale w miarę, jak dochodziły wyniki z fawel, biednej północno-wschodniej części kraju, Ignacio Lula da Silva wyszedł na prowadzenie. Ostatecznie wygrał zdobywając 50,9 procent głosów wobec 49,1 procent dla swojego oponent. Zwycięstwo trudne ale jednoznaczne.
Czytaj więcej
Najwyższy Sąd Wyborczy Brazylii ogłosił, że wybory prezydenckie wygrał Luiz Inacio Lula da Silva, były prezydent kraju, który w II turze zdobył 50,9 proc. głosów. Lula pokonał obecnego prezydenta Brazylii, Jaira Bolsonaro, który uzyskał 49,1 proc. głosów.
Jednak jeszcze w poniedziałek rano czasu polskiego Bolsonaro nie chciał uznać porażki. To nie zaskakuje. Tak jak Donald Trump i jego zagraniczni poplecznicy, nie potrafi grać fair. Od wielu miesięcy powtarzał, że „tylko Bóg pozbawi go prezydentury”. Amerykanie byli w ostatnich tygodniach tak zaniepokojeni o brazylijską demokrację, że do doradcy odchodzącego, brazylijskiego prezydenta, zadzwonił szef CIA William Burns. Robili to też inni, wysokiej rangi przedstawiciele amerykańskiej administracji. W Waszyngtonie nie wiedziano, czy zwycięstwo Bolsonaro nie uruchomiłoby w obu Amerykach dynamiki, która ułatwiłaby powrót do Białego Domu za dwa lata Trumpa. Nadal zresztą żywe są obawy, że Bolsonaro wyprowadzi na ulice swoich zwolenników i będzie czekał, aż armia stanie po jego stronie, cofając o 36 lat, do czasów wojskowej dyktatury, zegary brazylijskiej historii.
77-letni Ignacio Lula da Silva ma wiele wad. Gdy poprzedni raz był prezydentem w latach 2003-2010, nie zapobiegł szerzeniu się korupcji na wielką skalę, za co przesiedział blisko dwa lata w więzieniu. W wywiadzie dla „Time’a” w maju mówił, że Wołodymyr Zełenski jest w równym stopniu winny wojnie na Ukrainie, co Władimir Putin. W trakcie debat telewizyjnych z Bolsonaro nie chciał potępić autorytarnych, lewicowych rządów w Nikaragui, Wenezueli i na Kubie.
Tyle, że Bolsonaro pod tym względem lepszy nie jest. Goszczony przez Putina na Kremlu kilkanaście dni przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji, utrzymywał potem bliski kontakt z rosyjskim prezydentem i odmówiły nałożenia sankcji na Rosję. Z Węgrami i Polską zamierzał budować światowy sojusz „nieliberalnych-demokracji”. Tak dla Luli, jak i Bolsonaro w dyplomacji najważniejsze jest wspieranie tych, którzy jak Pekin czy Moskwa poluzują dominację na zachodniej półkuli Stanów Zjednoczonych. Jednak w przeciwieństwie do Luli, Bolsonaro nie kieruje się zasadami demokracji nie tylko w polityce międzynarodowej, ale i krajowej.