Aż 44 proc. Polaków biorących udział w badaniu IBRiS dla „Rz” jest zdania, że pieniądze w programie 500+ należy przeznaczyć tylko dla najbardziej potrzebujących. Najwyraźniej dotarło do nich, że program jest wadliwie skonstruowany. Wbrew zapowiedziom nie okazał się pro-demograficzny, skoro liczba rodzących się dzieci wciąż maleje. Również opowieści, że ma on na celu likwidację biedy w polskich rodzinach, nie trzymają się kupy, skoro pieniądze dostają jak leci wszyscy rodzice.
Nic dziwnego, że tylko 28 proc. badanych uważa, iż nie należy nic zmieniać w tym wartym ponad 40 mld zł rocznie programie, który ciąży polskim finansom publicznym jak kamień młyński u szyi. Rządzące ugrupowanie, które zawsze na krytyczne uwagi odpowiadało „pieniądze się znajdą”, zorientowało się już, że to zaklęcie nie działa. Pozwala więc inflacji ograniczać realny koszt tego programu. W efekcie realna wartość świadczenia od wprowadzenia w 2016 r. stopniała z 500 zł do 370 zł dziś.
Czytaj więcej
Podniesienia wysokości świadczenia najbardziej chcą osoby zarabiające najmniej, ale także ci, których dochody są najwyższe.
Dlatego 15 proc. badanych liczy na jego podwyżkę. To trzy razy mniej, niż oczekuje zmian w kierunku prawdziwego programu socjalnego. Wcale bym się jednak nie zdziwił, gdyby przed wyborami PiS podniósł świadczenie, być może uzależniając podwyżkę od limitu dochodowego dla rodziców. Bo na to, że całkiem zabierze bogatym, by oddać biednym, bym nie liczył.
Jednak z 500+ problem jest szerszy. Często pieniądze wcale nie są wydawane na potrzeby dziecka. Zobaczyliśmy to na początku pandemii, gdy ruszyła nauka zdalna, a tysiące dzieci nie miały laptopa czy tabletu do pracy.