To, że obniżone w ramach tarczy antyinflacyjnej podatki nie wrócą do poprzedniego poziomu już w sierpniu, było oczywiste od początku. Nie stanie się tak również w październiku, jak sugeruje obecnie rząd. Bardziej prawdopodobny termin to październik… 2023 roku, o ile będzie już po wyborach parlamentarnych.
Powód jest prozaiczny: wygaszenie tarczy podbije inflację z dnia na dzień o 2-3 pkt. proc. Aby rząd zdecydował się na taki ruch przed wyborami, inflacja musiałaby najpierw mocno spaść, na co obecnie się nie zanosi. Większość ekonomistów prognozuje, że wzrost cen konsumpcyjnych w najbliższych miesiącach będzie jeszcze przyspieszał, sięgając około 15 proc. rok do roku. Jesienią może zacząć hamować, ale i tak do końca roku utrzyma się w okolicy 12 proc. I to przy założeniu, że tarcza będzie utrzymana.
Czytaj więcej
Do końca października ma zostać przedłużona tarcza antyinflacyjna. – Będzie przedłużana dopóki inflacja będzie się utrzymywała na podwyższonym poziomie – zapowiedział wiceminister finansów Piotr Patkowski.
Poniżej 10 proc. inflacja ma szansę spaść w 2023 r. – teoretycznie to może być dobry moment na rezygnację z tarczy, czyli przywrócenie do poziomu sprzed lutego br. stawek VAT od paliw, energii elektrycznej, podstawowych artykułów żywnościowych itp. Ale czy rząd będzie miał odwagę to zrobić – niedługo przed wyborami parlamentarnymi, które powinny się odbyć jesienią 2023 r.?
Część ekonomistów wątpiła w to już w styczniu, gdy tarcza była ogłaszana. Przestrzegali, że czasowe obniżki podatków łatwiej będzie wprowadzić niż wycofać. Teraz rząd może co najwyżej liczyć na łut szczęścia, na przykład gwałtowny spadek cen surowców energetycznych.