Grzegorz Siemionczyk: Od tarczy antyinflacyjnej dostaniemy rykoszetem

Przedłużenie działania tarczy następuje w momencie, gdy inne niż polityczne argumenty na rzecz jej wprowadzenia tracą moc. Na dłuższą metę tarcza będzie czynnikiem zwiększającym inflację.

Publikacja: 08.06.2022 15:07

Czy premier Matusz Morawiecki zdecyduje się na rezygnację z tarczy antyinflacyjnej tuż przed wyboram

Czy premier Matusz Morawiecki zdecyduje się na rezygnację z tarczy antyinflacyjnej tuż przed wyborami?

Foto: PAP/Darek Delmanowicz

To, że obniżone w ramach tarczy antyinflacyjnej podatki nie wrócą do poprzedniego poziomu już w sierpniu, było oczywiste od początku. Nie stanie się tak również w październiku, jak sugeruje obecnie rząd. Bardziej prawdopodobny termin to październik… 2023 roku, o ile będzie już po wyborach parlamentarnych.

Powód jest prozaiczny: wygaszenie tarczy podbije inflację z dnia na dzień o 2-3 pkt. proc. Aby rząd zdecydował się na taki ruch przed wyborami, inflacja musiałaby najpierw mocno spaść, na co obecnie się nie zanosi. Większość ekonomistów prognozuje, że wzrost cen konsumpcyjnych w najbliższych miesiącach będzie jeszcze przyspieszał, sięgając około 15 proc. rok do roku. Jesienią może zacząć hamować, ale i tak do końca roku utrzyma się w okolicy 12 proc. I to przy założeniu, że tarcza będzie utrzymana.

Czytaj więcej

Rząd zapowiedział przedłużenie tarczy antyinflacyjnej. „Aż inflacja ustąpi”

Poniżej 10 proc. inflacja ma szansę spaść w 2023 r. – teoretycznie to może być dobry moment na rezygnację z tarczy, czyli przywrócenie do poziomu sprzed lutego br. stawek VAT od paliw, energii elektrycznej, podstawowych artykułów żywnościowych itp. Ale czy rząd będzie miał odwagę to zrobić – niedługo przed wyborami parlamentarnymi, które powinny się odbyć jesienią 2023 r.?

Część ekonomistów wątpiła w to już w styczniu, gdy tarcza była ogłaszana. Przestrzegali, że czasowe obniżki podatków łatwiej będzie wprowadzić niż wycofać. Teraz rząd może co najwyżej liczyć na łut szczęścia, na przykład gwałtowny spadek cen surowców energetycznych.

Za paradoks można uznać to, że decyzja, aby utrzymać wprowadzone w ramach tarczy obniżki podatków co najmniej do końca października, została zapisana w projekcie ustawy o finansowaniu społecznościowym dla przedsięwzięć gospodarczych. Tak, to ta sama ustawa, która wprowadzi program wsparcia dla kredytobiorców, w tym powszechne wakacje kredytowe. Wakacje, które – jak wyliczają ekonomiści – mogą być ekwiwalentem obniżki stopy referencyjnej NBP o 1,5-2 pkt proc. To tak, jakby rząd próbował gasić inflację, którą sam podsyca. A to gaszenie nie jest przecież bezkosztowe, oznacza utratę wpływów do budżetu, które można by przeznaczyć na przykład na wsparcie gospodarstw domowych, w które wzrost cen podstawowych towarów najbardziej uderza.

Inflacja już wynosi niemal 14 proc. Bez tarczy byłaby wyższa, ale z perspektywy uczestników życia gospodarczego ta różnica mogłaby nie być już istotna

Przedłużenie tarczy następuje też w momencie, gdy inne niż polityczne argumenty na rzecz jej wprowadzenia tracą moc. Otóż w styczniu, gdy rząd ogłaszał drugą rundę czasowych obniżek podatków pośrednich, aby obniżyć inflację, część ekonomistów uważała to za dobry pomysł. Jak tłumaczyli, reakcja podmiotów gospodarczych na inflację ma charakter nieliniowy. Innymi słowy, wzrost inflacji o 1 pkt proc. ma zupełnie inny wpływ na zachowanie firm i konsumentów, gdy poziom wyjściowy to 5 proc., a inny, gdy jest to 10 proc.

W grudniu (to były ostatnie znane dane, gdy rząd ogłaszał tarczę) inflacja była jeszcze poniżej 9 proc. i można było liczyć na to, że dzięki obniżkom niektórych stawek VAT uda się ją utrzymać poniżej 10 proc., co pozwoli uniknąć poważnych zaburzeń w gospodarce. Dzisiaj wiemy, że – przede wszystkim z powodu ataku Rosji na Ukrainę i ponownego skoku cen surowców, w tym rolnych – tak się nie stało. Inflacja już wynosi niemal 14 proc. Bez tarczy byłaby wyższa, ale z perspektywy uczestników życia gospodarczego ta różnica mogłaby nie być już istotna.

Tymczasem sama tarcza na dłuższą metę będzie czynnikiem zwiększającym inflację, m.in. dlatego, że firmy na obniżki i podwyżki podatków nie reagują jednakowo. Korzyści z tych pierwszych dzielą między siebie i konsumentów, a koszty tych drugich całkowicie przenoszą na ceny.

To, że obniżone w ramach tarczy antyinflacyjnej podatki nie wrócą do poprzedniego poziomu już w sierpniu, było oczywiste od początku. Nie stanie się tak również w październiku, jak sugeruje obecnie rząd. Bardziej prawdopodobny termin to październik… 2023 roku, o ile będzie już po wyborach parlamentarnych.

Powód jest prozaiczny: wygaszenie tarczy podbije inflację z dnia na dzień o 2-3 pkt. proc. Aby rząd zdecydował się na taki ruch przed wyborami, inflacja musiałaby najpierw mocno spaść, na co obecnie się nie zanosi. Większość ekonomistów prognozuje, że wzrost cen konsumpcyjnych w najbliższych miesiącach będzie jeszcze przyspieszał, sięgając około 15 proc. rok do roku. Jesienią może zacząć hamować, ale i tak do końca roku utrzyma się w okolicy 12 proc. I to przy założeniu, że tarcza będzie utrzymana.

Pozostało 80% artykułu
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich