Choć przez ostatnie dwa tygodnie wewnętrzne spory w koalicji zeszły na dalszy plan, głównie z powodu rozdźwięków po stronie opozycji, dymisja Zbigniewa Jagiełły ze stanowiska prezesa PKO BP znów wyciąga na światło dzienne potężne napięcia w Zjednoczonej Prawicy. Odkładając na bok cały jego dorobek biznesowy, Jagiełło był prawą ręką Mateusza Morawieckiego, a na jego odwołanie od dłuższego czasu naciskać miał obóz Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry. Dlaczego? Bo ministra sprawiedliwości niepokoiło, że zarówno w przypadku Krajowego Planu Odbudowy, jak i Nowego Ładu jedną z ważniejszych ról związanych z dystrybucją środków odgrywać miał Polski Fundusz Rozwoju (PFR), kierowany przez Pawła Borysa, który obok Jagiełły uchodzi za najbliższego człowieka premiera. Oba projekty mogłyby więc wzmocnić wpływy szefa rządu.
Znamienny tu był przeprowadzony miesiąc temu przez „Wiadomości" TVP atak na Borysa, któremu zarzucono, że przekazał (jako PFR) dotację z tarczy antykryzysowej... gangowi sutenerów. Ziobro sprzeciwiał się Europejskiemu Funduszowi Odbudowy, z którego finansowany będzie krajowy, jednak w tej kwestii PiS mógł w Sejmie liczyć na głosy części opozycji (pamiętamy wyniki głosowania z zeszłego wtorku). Niemniej partia prezesa potrzebuje głosów obu koalicjantów do poparcia Nowego Ładu. Stąd jakiś czas temu pojawiła się plotka, że warunkiem poparcia zmian, które firmują Mateusz Morawiecki i Jarosław Kaczyński, miałoby być „przycięcie" premiera. Na dymisję Jagiełły można więc patrzeć jako na symptom układanek wewnątrz Zjednoczonej Prawicy, a ściślej jako na element jakichś zakulisowych ustaleń między Kaczyńskim a Ziobrą. Być może prezes PiS zgodził się dziś osłabić premiera, wiedząc, że zarówno ogłoszenie Nowego Ładu, jak i potem jego realizacja i tak będą szły po części na konto szefa rządu, więc będzie miał szansę odbudować się wizerunkowo.
Dla obozu rządzącego to jednak niewygodna sytuacja. Problemy wewnętrzne opozycji, przede wszystkim chaos w Platformie, schodzą na dalszy plan zainteresowania opinii publicznej, gdy oto w wyniku politycznych układanek dochodzi do zmiany w jednej z najważniejszych polskich spółek. Bo choć podobno miało dojść do przełamania lodów w relacjach pomiędzy trzema koalicjantami (Kaczyńskim, Ziobro i Gowinem) i prezes PiS miał dać koncesję ministrowi sprawiedliwości na sprzeciw wobec ratyfikacji Europejskiego Funduszu Odbudowy, Zjednoczona Prawica wcale nie jest tak zjednoczona, jakby chciał to pokazywać obóz władzy, i najbliższe dwa i pół roku upływać będą pod znakiem ostrych politycznych targów w każdej niemal sprawie. I właśnie tak można politycznie odczytywać dymisję prezesa PKO BP.