Sprawa Stephena Thalera i obrazu „A Recent Entrance to Paradise”, a ściślej – decyzja podjęta przez sąd w Waszyngtonie – była określana jako precedensowa. Orzeczono bowiem, że aby obraz mógł być chroniony przez prawo autorskie, musi go stworzyć człowiek. Od tej decyzji technolog odwołał się do Sądu Apelacyjnego Stanów Zjednoczonych dla okręgu Dystryktu Kolumbii. Uważa, że ochrona należy się też pracom w całości wygenerowanym przez AI.
Jak wyjaśnia radca prawny Robert Nogacki, partner zarządzający Kancelarii Prawnej Skarbiec, w apelacji wskazano, że – zgodnie z amerykańskim prawem autorskim – żadne przepisy nie wymagają, aby wytwory, którym przysługuje ochrona, zostały stworzone przez człowieka. – Mowa jest o osobie – a nią może być zarówno ta fizyczna, jak i prawna, czyli na przykład spółka będąca choćby właścicielem autorskich praw majątkowych – precyzuje ekspert.
Czytaj więcej
Nie ma widoków na to, by wytworom sztucznej inteligencji przysługiwała taka ochrona, jak choćby tym wychodzącym spod ręki filmowców.
Co więcej – jak zauważa radczyni prawna Monika Kamińska, założycielka start-upu Truesty – naukowiec przekonuje, że autorstwo inne niż ludzkie od ponad wieku jest stałym elementem amerykańskiego prawa autorskiego. Same przepisy, zgodnie ze stanowiskiem Sądu Najwyższego, powinny być zaś interpretowane tak, aby uchwycić korzyści płynące z postępu technologicznego.
Robert Nogacki przewiduje, że w ciągu kolejnych lat będziemy musieli uznać, że dostępne obecnie nowoczesne narzędzia nie działają „same”.