Na pierwszy rzut oka eICU (electronic Intensive Care Unit) zdalny oddział intensywnej terapii, prowadzony w Oak Park pod Chicago przez firmę Advocate Health Care, w niczym nie różni się od biura telesprzedaży. Pielęgniarki przed stanowiskami z komputerami mają na uszach słuchawki, a spacerująca między nimi szefowa co jakiś czas zagląda im w ekran. Różnica jest jednak zasadnicza – w okienkach na ekranie wyświetla się krzywa EKG, parametry krwi i poziom wysycenia tlenem, a także obraz z sali intensywnej terapii, gdzie personel w fartuchach medycznych sprawdza monitory lub ustawia pompę do podawania leków.
Recepta na brak lekarzy
Na drugim ekranie można rozwinąć kartę pacjenta, odczytać wyniki badań krwi i badań obrazowych. Inne są też rozmowy – zamiast luźnych rozmów konkretne pytania i odpowiedzi, które mogą zaważyć na ludzkim życiu. Jak wówczas, gdy personel oddalonego o tysiące mil szpitala w sąsiednim stanie przystępuje do reanimacji jednej z pacjentek albo gdy początkująca pielęgniarka w sali innego chorego podłącza pompę do dawkowania leków.
Pracownicy eICU znają te sytuacje z wieloletniej praktyki – wiele lat sami podłączali pacjentów do aparatury, prowadzili reanimację i kontrolowali parametry. Dziś swoją wiedzą wolą dzielić się zza monitora, przewidując, co się może zdarzyć, i mając pod kontrolą do kilku osób jednocześnie. A jeśli czują się niekompetentni, wołają lekarza – doświadczonego intensywistę, który konsultuje najcięższe przypadki i na bieżąco kontroluje sytuację na oddziale z osobnej dyżurki lekarzy.
Z usługi zdalnego oddziału intensywnej terapii korzysta na razie niewiele szpitali – głównie te, którym trudno zapełnić grafik na intensywnej terapii. Lekarzy specjalistów brakuje w USA jak niemal w każdej szerokości geograficznej – według OECD na 1000 mieszkańców przypada tam zaledwie 2,2 lekarza, czyli mniej niż w Polsce – i najmniejsze placówki oddalone od dużych ośrodków akademickich, by przetrwać, posiłkują się telemedycyną.
Zdaniem prof. Jarosława J. Fedorowskiego, kardiologa i intensywisty, który wiele lat praktykował za oceanem, tak szerokie zastosowanie medycyny szpitalnej jest możliwe dzięki odmiennej od polskiej organizacji amerykańskiego systemu ochrony zdrowia: