Choć Ukraina jest poza UE, to dzięki bezcłowym kontyngentom stała się dużym eksporterem do Europy produktów zbożowych, mięsa drobiowego czy jaj. Wojna zmusiła ją jednak do wprowadzenia znacznych ograniczeń lub wręcz wstrzymania eksportu wielu kategorii żywności. Sieci handlowe w Polsce już sygnalizują, że to dla nich problem.
– Sytuacja w Ukrainie z dużym prawdopodobieństwem przełoży się na ruchy cenowe, na co największy wpływ mają czynniki niezależne od sprzedawców czy sieci handlowych, takie jak globalny łańcuch dostaw, wzrost kosztów surowców czy wahania na giełdach – mówi Adam Łopatka, dyrektor obszaru zarządzania kategoriami w Aldi w Polsce. – Ukraina jest dużym eksporterem i producentem zbóż. I nawet jeśli tylko niewielka część współpracujących z nami przedsiębiorców zaopatrywała się w surowce ukraińskie, to i tak cały łańcuch dostaw zostaje zachwiany. To samo dotyczy produktów bazujących na surowcach rosyjskich czy białoruskich.
Będzie coraz drożej
Na ten czynnik podczas konferencji wynikowej zwróciło uwagę Jeronimo Martins, właściciel sieci Biedronka. – Nie jesteśmy uzależnieni od dostaw z Ukrainy, import z tego kraju jest stosunkowo niewielki – mówi Ana Luisa Virginia, dyrektor finansowa grupy. – W przypadku żywności widać jednak presję na wzrost cen, zwłaszcza w przypadku zbóż, żywności dla zwierząt czy mięsa. Kraje, które zapatrywały się w Ukrainie, teraz szukają innych dostawców, także w Polsce.
Inne sieci przyznają, że to dopiero początek, wiele firm ma zgromadzone zapasy. – Mówimy o podstawowych kategoriach, wrażliwych cenowo. Zaraz zacznie się polowanie na dostawy, a producenci będą mogli dyktować warunki: zagranica zapłaci więcej, więc mocne podwyżki są nieuniknione – przyznaje kolejna duża sieć handlowa.