Brytyjczycy dawno nie byli tak niezadowoleni z powodu warunków życia. drożyzny, braku mieszkań, fatalnej służby zdrowia, poziomu usług. Wszystko zaczęło się 23 czerwca 2016, gdy najbardziej zagorzali zwolennicy wyjścia z Unii Europejskiej: Boris Johnson, Nigel Farage i Michael Gove przekonali swym Projektem „Strach” i kłamstwami o kosztach obywateli do głosowania w referendum za rozwodem z Unią. Wkrótce potem doszło do pandemii koronawirusa, która jeszcze bardziej zwiększyła izolację, a kryzys inflacji zaszkodził najbiedniejszym rodzinom.
Czytaj więcej
Partia Konserwatywna spodziewa się w czwartek największej porażki w swojej blisko 200-letniej historii. To rachunek za 14 lat jej rządów.
Chaos gospodarczy za który Brytyjczycy nadal płacą
Opozycyjna Partia Pracy prowadziła swą kampanię pod hasłem zmiany. „Nie zapominajcie o chaosie gospodarczym, za który Brytyjczycy nadal płacą. Jeśli będziecie głosować na konserwatystów, to nic się nie zmieni. Jeśli nie pójdziecie głosować, albo oddacie swój głos na inną partię, to grozi wam, że obudzicie się w piąstek rano, a Rishi Sunak wejdzie znów do siedziby premiera” — cytuje Reuter komunikat koordynatora kampanii labourzystów, Patricka McFaddena.
Większość entuzjastów brexitu zniknęła ze sceny politycznej, a jeden ze znanych prezesów firm chwalących brexit, James Dyson (od nowoczesnych odkurzaczy), przeniósł się do Singapuru. Ujemne skutki wyjścia z Unii nie tylko zostały, ale wręcz nasiliły się.
Czytaj więcej
Nadchodzące wybory parlamentarne najprawdopodobniej przyniosą klęskę konserwatystom. Na rynkach nie widać jednak niepokoju zmianą władzy. Być może dlatego, że szykująca się do rządzenia lewica nie chce odstraszać wyborców podwyżkami podatków.