Czy prezes NBP Adam Glapiński powinien stanąć przed Trybunałem Stanu? Posłowie koalicji właśnie złożyli wiosek w tej sprawie.
Przejrzałem ustawę o TS, by ocenić wstępny wniosek w tej sprawie. I moim zdaniem są tam przynajmniej dwa zarzuty, które brzmią poważnie. Pierwszy to finansowanie deficytu budżetu przez NBP, co jest wyraźnie zakazane przez konstytucję. W 1997 r. wraz z grupą posłów naciskałem, żeby taki zakaz do niej wpisać.
Zapis brzmi: „ustawa budżetowa nie może przewidywać pokrywania deficytu budżetowego przez zaciąganie zobowiązania w centralnym banku państwa”, a obrońcy szefa NBP twierdzą, że czytany literalnie nie dotyczy jego sytuacji.
Wszyscy poprzedni szefowie NBP mieli jasność co do tego, że bank centralny na mocy zakazu konstytucyjnego nie powinien finansować deficytu. Drugi poważny zarzut z owych ośmiu to fakt, że Adam Glapiński uchybił nakazowi apolityczności prezesa NBP oraz zakazowi prowadzenia działalności publicznej niedającej się pogodzić z godnością urzędu. To jest wskazane w art. 227 ust 4. konstytucji. Każdy obiektywny obserwator zachowania prezesa Glapińskiego musi dojść do wniosku, że ono nie było apolityczne. Wiele wypowiedzi miało charakter partyjny.
Co z planowanym zyskiem NBP, który po wyborach okazał się stratą?
Mogło się tak zdarzyć, że nowe okoliczności doprowadziły do zmiany informacji.
Po umocnieniu złotego zmalała wycena rezerw walutowych?
Tu jest dużo czynników zmiennych, które mogłyby uzasadnić zmianę po pewnym czasie informacji dotyczących wyniku finansowego NBP.
A co z lekceważeniem mandatu NBP przez prezesa? Jest wyraźnie opisany w konstytucji i uszczegółowiony w ustawie.
Chodzi panu o to, że z mandatu wynika nakaz dbałości o stabilność cen. Czyli że wbrew mandatowi inflacja była wysoka. Ja nie widzę w tym czegoś, co by prowadziło do użycia konstytucji do karania za politykę pieniężną, nawet błędną.