Co bardziej się pani podoba: opłata denna czy podatek deszczowy?
Nazwy są sympatyczne, choć daniny bez sensu. Liczymy w Lewiatanie, ile wprowadzono podatków i danin w ostatnich latach. Jest ich kilkadziesiąt. Rząd twierdzi, że obniża podatki, ale często są to tylko pozorowane obniżki, np. wprowadza niższą stawkę PIT, ale nie dodaje, że zabrał odliczenie składki zdrowotnej. To w praktyce oznacza, że bilans wychodzi na zero. Zmiany podatkowe wprowadzane są w ogromnym pośpiechu, bez rzetelnej analizy wpływu na gospodarkę i bez odpowiednio przeprowadzonych konsultacji społecznych. W dodatku ich liczba powoduje, że przedsiębiorcy nie są wstanie śledzić tych wszystkich zmian i zapowiedzi. To jest także trudne dla organizacji takich jak nasza, wymaga ciągłego skupienia: nigdy nie wiadomo, jakiego typu rozwiązania i dotyczące jakich dziedzin życia znajdą się w projektach. Dodatkowo takie daniny jak podatki: od sprzedaży detalicznej, cukrowy czy bankowy płacimy wszyscy, jest to kilkadziesiąt miliardów złotych wyciągane każdego roku z kieszeni obywateli. Kreatywność podatkowa osiągnęła szczyt.
Na przykład?
W ramach klasycznego podatku CIT, który płacą przedsiębiorstwa, wprowadzono dwa rodzaje tzw. minimalnego podatku CIT tylko po to, aby opodatkować firmy, które ponoszą straty. Został „wrzucony” do Polskiego Ładu, kiedy ustawa była już rozpatrywana w Sejmie. Wprowadzono nowy podatek, bez konsultacji społecznych, bez określenia kogo dotyczy, jaki spowoduje skutek dla biznesu. I dopiero po jego uchwaleniu okazało się, że muszą go płacić m.in. szpitale, które są spółkami prawa handlowego, prawie zawsze ponoszące straty. Następnie w pośpiechu zawieszono jego obowiązywanie, dwa razy go zmodyfikowano, i teraz zaplanowano, że wejdzie ponownie w życie od 1 stycznia 2024 r. Nie jest to standard tworzenia przepisów prawa podatkowego, jakiego oczekują przedsiębiorcy, obywatele i potrzebuje gospodarka. To kompromitacja państwa.
Czy dlatego przedsiębiorcy bardziej pesymistycznie prognozują działania administracji niż perspektywę biznesową?
Tak. 65 proc. menedżerów ocenia, że warunki prowadzenia działalności pogorszyły się w naszym badaniu Indeks Biznesu. Niekiedy zmiany wprowadzane są na zasadzie „a może nie zauważą”. Czasami, gdy jednak je zauważymy, udaje się wycofać różne pomysły. Nie jest to jednak rzeczywista współpraca pomiędzy administracją, parlamentem a przedsiębiorcami, czyli ludźmi, którzy znają się na gospodarce. Tak było w przypadku Polskiego Ładu – zlekceważono krytykę i postulaty przedstawicieli biznesu, a efektem był największy bubel prawny Rzeczypospolitej (nie gazety).
Mamy też doświadczenia poprzednich wyborów i kolejnych rządów. Nawet jeśli gospodarka w czasie kampanii była ważna, to okazywało się, że i tak władza przygotowywała jakieś społeczne prezenty, by zachęcić elektorat. Nie działo się to jednak w takiej skali i w tak trudnej sytuacji gospodarczej.
Pandemia i wojna spowodowały, że nic nie jest przewidywalne?
Powinniśmy być przygotowani na kolejne wstrząsy czy nieplanowane wydarzenia. Jestem przekonana, że na Covidzie-19 się nie skończy, świat globalny niesie różne zagrożenia. Dlatego jest ważne, by doświadczenia antycovidowe czy teraz antykryzysowe, wynikające z agresji Rosji na Ukrainę, zamieniły się w doświadczenie instytucjonalne dla naszej administracji, Komisji Europejskiej, organizacji międzynarodowych jak WHO, WTO czy nawet NATO. I jasno wskazywały, jak należy reagować zbiorowo w takich sytuacjach i szukać rozwiązań wspólnotowych. Tak było ze szczepionkami, na początku każdy szukał swojego rozwiązania, popełniono też błędy. Padają pytania o transparentność procedur. Chciałabym, żeby analiza tego, co się działo, nie polegała na szukaniu winnego, tylko na przygotowaniu się – na podstawie tych doświadczeń – do kolejnych działań. Wówczas, jeśli pojawiłyby się błędy, nawet kosztowne – ich cena będzie uzasadniona.