Co bardziej się pani podoba: opłata denna czy podatek deszczowy?
- Nazwy są sympatyczne, choć daniny bez sensu. Liczymy w Lewiatanie, ile wprowadzono podatków i danin w ostatnich latach. Tych podatków i para podatków jest kilkadziesiąt. Rząd twierdzi, że obniża podatki, ale bardzo często są to tylko pozorowane obniżki, np. wprowadza niższą stawkę PIT, ale nie dodaje, że zabrał odliczenie składki zdrowotnej, co w praktyce oznacza, że bilans wychodzi na zero. Dodatkowo takie daniny jak podatek od sprzedaży detalicznej, podatek cukrowy, czy podatek bankowy płacimy wszyscy, jest to kilkadziesiąt miliardów złotych wyciągane każdego roku z kieszeni obywateli.
Kreatywność podatkowa osiągnęła szczyt. W ramach klasycznego podatku CIT, który płacą przedsiębiorstwa, wprowadzono dwa rodzaje, tzw. minimalnego podatku CIT, tylko po to, aby opodatkować firmy, które ponoszą straty. Wszystkie zmiany podatkowe wprowadzane są w ogromnym pośpiechu, bez rzetelnej analizy wpływu na gospodarkę i bez odpowiednio przeprowadzonych konsultacji społecznych. W dodatku ich liczba powoduje, że przedsiębiorcy nie są wstanie śledzić tych wszystkich zmian i zapowiedzi. To jest także trudne dla organizacji takich jak nasza, wymaga ciągłego skupienia: nigdy nie wiadomo jakiego typu rozwiązania i dotyczące jakich dziedzin życia znajdą się w projektach.
- Na przykład?
Wspomniany przeze mnie podatek minimalny CIT, którego celem jest opodatkowanie firm mających niskie dochody lub ponoszące straty, został "wrzucony" do Polskiego Ładu, kiedy ustawa ta była już rozpatrywana w Sejmie. Czyli wprowadzono nowy podatek, bez konsultacji społecznych, bez określenia kogo obejmie, jaki spowoduje skutek dla biznesu. Ja dopiero po jego uchwaleniu okazało się, że muszą go płacić m.in. szpitale, które są spółkami prawa handlowego, w dodatku w naszej rzeczywistości prawie zawsze ponoszące straty. Następnie w pośpiechu zawieszono jego obowiązywanie, dwa razy go zmodyfikowano, i teraz zaplanowano, że wejdzie ponownie w życie od 1 stycznie 2024 r.