– Wojna, którą wywołał Putin, to horror dla Ukrainy, wywołuje też ogromne gospodarcze problemy. Jest to taki czas, kiedy nasz rząd postanowił wdrożyć tarczę „antyputinowską” – wyjaśniał premier Mateusz Morawiecki.
W ramach tarczy rząd chce przeciwdziałać inflacji, w tym zapobiegać wzrostowi cen żywności. Stąd zapowiedź dopłat dla rolników do nawozów, które mocno zdrożały ze względu na wzrost cen gazu. Rząd zdecydował też o przedłużeniu ochrony taryfowej przed nadmiernym wzrostem cen gazu dla odbiorców domowych oraz instytucji pożytku publicznego – aż do 2027 r. Zdecydowano też o budowie nowej infrastruktury energetycznej, w tym gazociągów przez Gaz-System, co ma kosztować ok. 3 mld zł.
– To dobrze, że są działania osłonowe dla rolników, ale to część tarczy antyinflacyjnej, niewiele mająca wspólnego z retorsjami wobec Rosji – komentuje Paweł Wojciechowski, b. minister finansów. – Rząd świadomie wiąże tarczę antyinflacyjną z Putinem, aby całą winę za inflację przenieść na Rosję. Wcześniej tłumaczył, że wysoka inflacja to wynik pandemii, potem UE, a teraz Putina – dodaje.
Wojciechowski wytyka, że z kolei działania związane z energetyką nie zakładają przyspieszenia zielonej transformacji.
– „Derusyfikacja” polskiej gospodarki, w tym uniezależnienie się od rosyjskich surowców energetycznych, jest słusznym kierunkiem, pytanie tylko, dlaczego rząd wziął się za nią dopiero teraz. Miał na to wszak siedem lat – zauważa Łukasz Bernatowicz, wiceprezes BCC. I dodaje, że w rządowym pomyśle brakuje za to wsparcia dla polskich firm, które zostały dotknięte skutkami wojny w Ukrainie.