Na ekranach kin jest już „One Love” o Bobie Marleyu, który wprowadził na światowe listy przebojów reggae.
Główną rolę w filmie Reinalda Marcusa Greena gra Kingsley Ben-Adir, znany m.in. z roli pułkownika Youngera w „Peaky Blinders”. Jeśli chodzi o podobieństwo, najważniejszym elementem są włosy dredy, reszta skazuje widzów na dużą tolerancję. Wszakże nie w kwestii akcentu i nieodłącznego jointa między palcami oraz zamiłowania do gry w piłkę boso, co po skaleczeniu skończyło się u muzyka czerniakiem i śmiercią w 1981 r., gdy miał 36 lat.
Koncerty Marleya
Scenarzyści wspierali się wspomnieniami dzieci muzyka, zaś syn Ziggy odpowiada za produkcję. Udało mu się m.in. przypomnieć wpływ ojca na muzykę The Clash, a warto też wspomnieć o The Police. Twórcy nie pokusili się o opowiedzenie biografii od kolebki po trumnę, dlatego nie dowiemy się, skąd wzięło się reggae. Ważny jest motyw porzucenia przez białego ojca, co zaowocowało poczuciem samotności i wyobcowania nawet wśród bliskich.
Czytaj więcej
Nie zawsze wraz z końcem życia, kończy się też biznes. Są tacy, którzy wciąż zarabiają ogromne pieniądze, choć już dawno nie ma ich wśród żywych.
W patchworkowym filmie, pełnym retrospekcji, poznajemy Boba Marleya w latach 70., tuż przed pokojowym koncertem „Smile Jamaica”. Powodów do optymizmu nie ma, ponieważ wyspa pogrążona jest w postkolonialnym chaosie, który przekłada się na krwawe porachunki gangów. Jeden z nich, błędnie analizując powiązania Marleya z politykami, organizuje napad na studio muzyka, który – choć ranny – wraz z żoną Ritą cudem unika śmierci i zyskuje nowe żyje w Wielkiej Brytanii.