49 ekspertów z 14 ośrodków naukowych pracujących w powołanym przez rząd zespole do spraw sytuacji na Odrze zakończyło pracę nad wyjaśnianiem katastrofy, która doprowadziła do śnięcia 249 ton ryb. W czwartek wstępny raport z prac (ma 300 stron, będzie opublikowany w piątek) zaprezentowała szefowa zespołu dr hab. Agnieszka Kolada z Zakładu Ochrony Wód Instytutu Ochrony Środowiska – Państwowego Instytutu Badawczego.
Zdaniem zespołu do katastrofy doprowadził ciąg zdarzeń. W tamtym okresie (koniec lipca, początek sierpnia) istniała trudna sytuacja hydrologiczna Odry – bardzo wysokie temperatury i nasłonecznienie, brak deszczu. – Woda w rzece praktycznie stała. Przy niskim stanie wód ma miejsce dużo wyższe stężenie substancji chemicznych, które się w niej znajdują. A jakość wody w Odrze jest słaba lub zła i nie jest to problem ostatniego roku – mówiła prof. Kolada.
Czytaj więcej
Mimo że to wspólna rzeka, rządy po obu stronach Odry osobno przedstawią wyniki badań w sprawie masowej śmierci ryb. Według informacji DW nie wiedzą też na razie, jakie są konkluzje po drugiej stronie granicy.
Wykonano 20 tys. oznaczeń fizykochemicznych m.in. pod kątem zasolenia, zakwaszenia i zanieczyszczenia. Wynika z nich, że najgorsza sytuacja, jeśli chodzi o zakwaszenie i przetlenienie, jest na Kanale Gliwickim, gdzie od marca notowano masowe śnięcie ryb.
Uszkodzenia skrzeli
Ze zdjęć satelitarnych Odry wiadomo, że po 21 lipca odnotowano wzrost stężeń chlorofilu, najwięcej od śluzy Groszkowice do ujścia Nysy Kłodzkiej. Rekordowe poziomy chlorofilu (24 lipca) odnotowano w okolicach wpływu Odry do Kanału Gliwickiego. Choć szerokie badanie ryb – pod kątem aż 300 substancji chemicznych – potwierdziło, że są one skażone, nie związki były przyczyną śnięcia. Sekcje wykazały ostre uszkodzenie narządów najsilniej ukrwionych – skrzeli, śledziony i nerek – toksynami, które wytwarzają tzw. złote algi, których nigdy nie tylko w Odrze, ale w wodach w Polsce nie było. Choć zdarzyły się m.in. w USA, Danii i Holandii.