Do rozstrzygnięcia pozostaje przede wszystkim, czy resort przypadnie Koalicji Obywatelskiej czy jednak Trzeciej Drodze, którą osiągnęła wyjątkowo dobry wynik wyborczy. W tym pierwszym przypadku na giełdzie kandydatów na ministra pojawia się Radosław Sikorski: to za jego czasów (2007–2014) resort był po raz ostatni miejscem faktycznego wykuwania polityki zagranicznej. Ale mówi się w tym kontekście i o Pawle Kowalu, który ma duże doświadczenie międzynarodowe, no i uzyskał świetny wynik w ostatnich wyborach w konserwatywnym przecież Rzeszowie. Innym mocnym kandydatem KO na następcę Raua jest Ryszard Schnepf, były ambasador w USA i Hiszpanii. Gdyby natomiast o tej nominacji decydowało ugrupowania Szymona Hołowni i Władysława Kosiniaka-Kamysza, to często pada nazwisko Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz, byłej ambasador w Moskwie i wiceszefowej resortu oraz Michała Koboski, zastępcy lidera Polski 2050.
Ci, którzy z tego grona nie zostaną ministrami, mogą być może zadowolić się pozycją zastępcy szefa resortu. Dlatego los obecnych sekretarzy i podsekretarzy stanu jest przesądzony. Paweł Jabłoński i Szymon Szynkowski vel Sęk, którzy zawsze czuli się bardziej działaczami PiS niż dyplomatami, znaleźli schronienie w Sejmie. Arkadiusz Mularczyk, który kojarzy się z najbardziej ostrą polityką wobec Niemiec, odlicza ostatnie tygodnie przy alei Szucha.
O znaczeniu MSZ zdecyduje w dużym stopniu to, czy odzyska kompetencje w sprawach unijnych. Wielokrotnie postulował to były szef dyplomacji Jacek Czaputowicz. Dziś polityką unijną zajmuje się urząd premiera. W przypadku, gdyby Trzecia Droga mianowała ministra, premier z KO raczej nie odda kwestii europejskich. Przełamanie kryzysu w relacjach z Brukselą, w tym odblokowanie funduszy z KPO, jest priorytetem demokratycznej opozycji i nowy szef rządu będzie chciał nad tym sprawować ścisłą kontrolę.
To właściwie rozstrzyga o odwołaniu ze stanowiska stałego przedstawiciela RP przy UE Andrzeja Sadosia. Z pozostałymi ambasadorami sprawa jest bardziej złożona. Musi być wynikiem kompromisu opozycji z Andrzejem Dudą, który może blokować nowe nominacje i w ogóle utrudniać funkcjonowanie koalicyjnego rządu.
Kto może więc liczyć na protekcję głowy państwa do wyborów wiosną 2025 roku? Mówi się o Marku Magierowskim, byłym rzeczniku prezydenta Dudy. Ambasador w Waszyngtonie jest co prawda związany z PiS, z którym nie jest po drodze administracji Joe Bidena. Jednak Duda, choć popełnił katastrofalny błąd, zwlekając z gratulacjami po wyborze obecnego prezydenta USA, chce nadal odgrywać ważną rolę w relacjach polsko-amerykańskich. Na jego osłonę może też liczyć ambasador RP w Kanadzie Witold Dzielski, wcześniej wieloletni dyrektor ds. zagranicznych w Kancelarii Prezydenta. I być może ambasador w jeszcze jednym kraju anglosaskim (Zjednoczonym Królestwie) Piotr Wilczek. Bliska więź wiąże Dudę z przedstawicielem RP przy ONZ Krzysztofem Szczerskim, byłym szefem gabinetu głowy państwa. Być może jednak na końcówkę kadencji prezydenta zostanie on szefem Biura Polityki Międzynarodowej, bo Marcin Przydacz odchodzi z tego stanowiska do Sejmu.