RPP przymknie oko na inflację

Ekonomiści spodziewają się przeciętnie sporo wyższej inflacji w najbliższych kwartałach niż jeszcze w lipcu. Nie sądzą jednak, aby skłoniło to Radę Polityki Pieniężnej do dużych podwyżek stóp procentowych.

Publikacja: 05.10.2022 03:00

RPP przymknie oko na inflację

Foto: Adobe Stock

W minionym kwartale polska gospodarka była w lepszej kondycji, niż można się było spodziewać. Produkcja przemysłowa i sprzedaż detaliczna, które w II kwartale realnie zmalały, w kolejnych trzech miesiącach zapewne wzrosły (nie znamy wyników z września). W rezultacie duża część ekonomistów wycofała się z prognoz, wedle których Polskę czeka w tym roku tzw. techniczna recesja, czyli co najmniej dwie z rzędu kwartalne zniżki PKB (z zastrzeżeniem, że taki skutek może mieć trudna do przewidzenia zmiana zapasów). Mimo to, jak wynika z prognoz 36 zespołów analitycznych i indywidualnych ekonomistów, uczestniczących w naszym konkursie na najlepszego analityka makroekonomicznego, rokowania dla polskiej gospodarki na kolejne kwartały są dziś gorsze, niż były trzy miesiące temu. Na domiar złego głębszemu spowolnieniu towarzyszyć ma wyższa, niż się wcześniej wydawało, inflacja, a Rada Polityki Pieniężnej nie będzie próbowała temu przeciwdziałać.

Chroniony konsument

Uczestnicy naszej rywalizacji przeciętnie prognozują, że w najbliższych trzech kwartałach (z bieżącym włącznie) PKB Polski będzie rósł średnio w tempie 0,1 proc. rok do roku. Na początku lipca w tym samym horyzoncie oczekiwali przeciętnie wzrostu na poziomie średnio 0,9 proc. W całym 2023 r. (to dodatkowe prognozy, których nie oceniamy w ramach konkursu i których nie wysyłają wszyscy uczestnicy) ankietowani przez nas analitycy spodziewają się wzrostu PKB Polski o zaledwie 1 proc. – zamiast o 1,8 proc. jak trzy miesiące temu.

Do tej zmiany w największym stopniu przyczyniła się rewizja prognoz na I kwartał 2023 r. Obecnie ekonomiści przeciętnie spodziewają się w tym okresie spadku realnego PKB rok do roku o 0,9 proc., podczas gdy trzy miesiące temu większość z nich oczekiwała jeszcze, niewielkiej choćby, zwyżki tej miary aktywności w gospodarce.

Uczestnicy konkursu w ciemniejszych barwach widzą zarówno perspektywy konsumpcji, jak i inwestycji – dwóch głównych składowych PKB. Są przy tym nieomal zgodni, że wydatki konsumpcyjne (w ujęciu realnym) utrzymają się na ścieżce wzrostu w całym horyzoncie prognoz (tj. do końca III kwartału 2023 r.), a wydatki inwestycyjne co najmniej w jednym kwartale zmaleją rok do roku.

– Pesymistyczne oczekiwania w odniesieniu do inwestycji wynikają z takich czynników, jak wzrost niepewności dotyczący perspektyw popytu w kraju i za granicą, inflacji, w tym cen dóbr kapitałowych i energii elektrycznej, dostępności nośników energii oraz wysokich nominalnych stóp procentowych. Do niskich prognoz przyczynia się także brak środków europejskich z Krajowego Planu Odbudowy – tłumaczą ekonomiści z Banku Millennium.

Głównym czynnikiem, który będzie tłumił wzrost konsumpcji, jest inflacja, która powoduje erozję siły nabywczej dochodów gospodarstw domowych. Większość ekonomistów zakłada bowiem, że wzrost płac nie dotrzyma kroku wzrostowi cen. Tak na rynek pracy wpłynie spowolnienie gospodarcze, bo wzrost bezrobocia – w świetle prognozy uczestników naszego konkursu – będzie znikomy. Spadkowi konsumpcji zapobiegnie jednak polityka rządu, m.in. wakacje kredytowe, dodatek węglowy, zamrożenie cen energii do pewnego poziomu zużycia, podwyżka płacy minimalnej.

Czytaj więcej

Inflacja wymknęła się spod kontroli. Nie ma oznak hamowania

Prezes dotrzyma słowa

Ekspansywna polityka fiskalna jest jednak powszechnie wskazywana jako czynnik utrwalający inflację. – Zmiany w podatkach i wydatkach wydają się w swojej strukturze mocno proinflacyjne – nawet gdyby były neutralne dla deficytu, to przesuwają one pulę pieniędzy w kierunku gospodarstw domowych o wysokiej skłonności do konsumpcji – tłumaczy Piotr Kalisz, główny ekonomista banku Citi Handlowy.

Obecnie uczestnicy naszej rywalizacji przewidują, że w najbliższych trzech kwartałach inflacja nad Wisłą wyniesie średnio 16 proc., zamiast 13 proc., jak oceniali w lipcu. W całym 2023 r. wskaźnik cen konsumpcyjnych (CPI) rosnąć ma średnio w tempie 12,5 proc., zamiast niespełna 10 proc. Oprócz ekspansywnej polityki fiskalnej do tej zmiany prognoz przyczynił się większy od oczekiwanego wzrost inflacji we wrześniu (do 17,2 proc. rok do roku). Ekonomistom do myślenia dał przede wszystkim skok tzw. inflacji bazowej, nieobejmującej cen energii i żywności, do około 10,7 proc., z 9,9 proc. w sierpniu. To bowiem sugeruje, że inflacja się utrwala, a firmy wciąż nie mają problemu z przenoszeniem rosnących kosztów na ceny swoich towarów i usług.

Jakub Rybacki, kierownik zespołu makroekonomii w Polskim Instytucie Ekonomicznym

Prognozy formułowane przez ekonomistów po III kw. wskazują, że dwucyfrowa inflacja utrwali się w horyzoncie roku. W najbliższych miesiącach wyniki mają oscylować średnio wokół 17–18 proc. Jednocześnie prognozy są bardzo rozbite – wahają się od 13 do 23 proc. Dlaczego nie potrafimy dziś dokładnie określić, jaka czeka nas inflacja?
Po pierwsze, przez ostatni rok inflacja zaskakiwała praktycznie co miesiąc. Wzrost cen dotyczy obecnie bardzo szerokiej gamy produktów i usług – około 70 proc. cen rośnie o ponad 10 proc. rok do roku. Wiemy, że spowolnienie gospodarcze powinno obniżyć ten odsetek, jednak trudno jest określić, kiedy to nastąpi. Szczególnie, że firmy po raz pierwszy będą się borykały z tak znaczącym wzrostem kosztów energii.
Po drugie, wiele będzie zależało od Urzędu Regulacji Energetyki. W grudniu poznamy jego decyzje dotyczące cen elektryczności i gazu – niewiadomą jest zarówno sama decyzja, jak i to, jak GUS uwzględni we wskaźniku inflacji ewentualne zróżnicowanie cen prądu w zależności od zużycia. Z kolei skala podwyżek cen zależy od negocjacji między koncernami energetycznymi, regulatorem oraz członkami rządu. Proces ten jest niejawny. Równolegle URE systematycznie zatwierdza kolejne podwyżki w ciepłownictwie. Decyzje na tym rynku są trudne do śledzenia i analizy.
Analitycy oczekują, że inflacja utrzyma się na wysokim poziomie pomimo głębokiego spowolnienia. Prognozy wskazują, że w I kwartale 2023 r. PKB skurczy się o 0,8 proc. rok do roku, a w całym przyszłym roku wzrost będzie mizerny. Duża część ekonomistów oczekuje przy tym gwałtownego załamania inwestycji.
Czy taki pesymizm ma uzasadnienie? Badania PIE i BGK wskazują, że prawie 40 proc. firm podjęło już działania służące zmniejszeniu zużycia energii, a kolejne to planują. Są to głównie średnie i duże przedsiębiorstwa, które działają w przemyśle i budownictwie. Efekty widzieliśmy już w II kwartale, gdy nakłady inwestycyjne wzrosły o około 6 proc. rok do roku. Uważamy, że takie inwestycje będą powtarzały się w kolejnych kwartałach, co ograniczy skalę spowolnienia, a w dłuższym horyzoncie także wzrost cen.
Większość prognoz dalej zakłada minimalny wzrost stopy bezrobocia – według analityków będzie ona oscylowała wokół 5 proc. Uzasadnienia szukać można w tym, że liczba zwolnień grupowych, które obserwowaliśmy w czasie wakacji, była zdecydowanie niższa niż w poprzednich dwóch latach. Instytut Randstad wskazuje z kolei, że pracownicy dalej płynnie zmieniają zatrudnienie. Chociaż niewątpliwie czeka nas trudny okres, to wydaje się, że jego główną konsekwencją będzie spadek zamożności gospodarstw domowych. Bieżące dane sugerują, że wciąż jesteśmy w stanie uniknąć dużych kosztów społecznych.

Mimo to oczekiwana ścieżka stóp procentowych przesunęła się w dół – prawdopodobnie pod wpływem wypowiedzi prezesa NBP Adama Glapińskiego, że cykl zacieśniania polityki pieniężnej dobiega końca. Jeszcze w lipcu ekonomiści przeciętnie sądzili, że stopa referencyjna NBP osiągnie szczyt na poziomie 7,5 proc. Obecnie dominują prognozy, wedle których RPP podwyższy tę stopę maksymalnie do 7,25 proc.

Biorąc pod uwagę to, że na posiedzeniu zaplanowanym na środę oczekiwana jest podwyżka stopy referencyjnej do 7 proc., te prognozy sugerują, że cykl zacieśniania polityki pieniężnej zakończy się w listopadzie. W 2023 r. większość ekonomistów spodziewa się obniżek stóp procentowych, co również sygnalizował ostatnio prezes NBP. Nie brak jednak głosów, że okoliczności zmuszą go do zmiany zdania, a stopa referencyjna NBP dojdzie ostatecznie do 8, a nawet 9 proc.

Zasady konkursu: jak wyłaniamy najlepszego analityka makroekonomicznego roku

Konkurs na najlepszego analityka makroekonomicznego organizowany jest przez redakcje „Parkietu” i „Rzeczpospolitej” od 2007 r. Obecnie trwają jego XV i XVI edycja, obejmujące prognozy na 2022 r. i 2023 r. Rywalizacja jest otwarta dla wszystkich, którzy chcą sprawdzić swoje umiejętności analityczne: ekonomistów z instytucji finansowych i ośrodków badawczych, niezależnych ekspertów, a także pracowników naukowych i studentów. Uczestnicy konkursu (obecnie jest ich 35) cztery razy do roku nadsyłają prognozy na cztery kolejne kwartały dla ośmiu wskaźników makroekonomicznych i rynkowych. Za każdą prognozę mogą otrzymać od 0 do 1 pkt w zależności od tego, jak wypada ona na tle faktycznego odczytu danego wskaźnika oraz przewidywań innych uczestników. Podsumowując prognozy na dany kwartał, największą wagę przypisujemy tym formułowanym najwcześniej (z rocznym wyprzedzeniem), najmniejszą zaś – najświeższym (sporządzonym kwartał wcześniej). W rankingu ogólnym największą wagę mają punkty za prognozy zmian PKB i CPI. Zwycięzcą ostatniej zakończonej edycji konkursu, dotyczącej prognoz na 2021 r., był dr Wojciech Zatoń z Uniwersytetu Łódzkiego, wyprzedzając zespół Polityki Insight i Pawła Mizerskiego, głównego ekonomistę Uniqa TFI. Rok wcześniej triumfowali analitycy z Santander BP, a w 2019 r. Mikołaj Raczyński, obecnie członek zarządu Noble Funds TFI, który zwyciężył też w 2016 r. Dwoma zwycięstwami może się pochwalić jeszcze tylko Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu (od kilku lat nie bierze udziału w konkursie). Partnerem merytorycznym konkursu jest Polski Instytut Ekonomiczny.

W minionym kwartale polska gospodarka była w lepszej kondycji, niż można się było spodziewać. Produkcja przemysłowa i sprzedaż detaliczna, które w II kwartale realnie zmalały, w kolejnych trzech miesiącach zapewne wzrosły (nie znamy wyników z września). W rezultacie duża część ekonomistów wycofała się z prognoz, wedle których Polskę czeka w tym roku tzw. techniczna recesja, czyli co najmniej dwie z rzędu kwartalne zniżki PKB (z zastrzeżeniem, że taki skutek może mieć trudna do przewidzenia zmiana zapasów). Mimo to, jak wynika z prognoz 36 zespołów analitycznych i indywidualnych ekonomistów, uczestniczących w naszym konkursie na najlepszego analityka makroekonomicznego, rokowania dla polskiej gospodarki na kolejne kwartały są dziś gorsze, niż były trzy miesiące temu. Na domiar złego głębszemu spowolnieniu towarzyszyć ma wyższa, niż się wcześniej wydawało, inflacja, a Rada Polityki Pieniężnej nie będzie próbowała temu przeciwdziałać.

Pozostało 90% artykułu
Dane gospodarcze
Nastroje polskich konsumentów znów gorsze. I to mimo najlepszej sytuacji finansowej
Dane gospodarcze
Inflacja w Rosji traci hamulce. Najszybciej drożeje żywność
Dane gospodarcze
Produkcja budowlano-montażowa w Polsce dużo gorzej od prognoz. Są nowe dane GUS
Dane gospodarcze
Członek RPP rewiduje stanowisko ws. obniżki stóp procentowych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Dane gospodarcze
Trzy kraje w UE z wyższą inflacją niż Polska. Energia drożeje wyjątkowo mocno