Na to, że sierpień przyniósł wyraźne pogorszenie koniunktury w niemieckim przemyśle, wskazywał już w połowie tamtego miesiąca ankietowy wskaźnik PMI. Mimo to, ekonomiści nie spodziewali się takiego załamania aktywności, na jakie wskazują oficjalne dane.
W środę okazało się, że realna wartość zamówień złożonych w niemieckich fabrykach tąpnęła w sierpniu o 7,7 proc. w stosunku do lipca (po korekcie o wpływ czynników sezonowych), gdy z kolei wzrosła o 4,9 proc. To najsłabszy wynik od kwietnia 2020 r. Ekonomiści przeciętnie spodziewali się zniżki o 2,2 proc.
W czwartek niemiecki urząd statystyczny podał, że produkcja sprzedana przemysłu (także w ujęciu realnym i po oczyszczeniu z wpływu czynników sezonowych) zmalała o 4 proc. w stosunku do lipca, gdy wzrosła o 1,3 proc. Ekonomiści przeciętnie spodziewali się jej zniżki o 0,5 proc.
Epicentrum kłopotów niemieckiego przemysłu jest przetwórstwo, w szczególności zaś branża motoryzacyjna. Jej produkcja zmalała w sierpniu aż o 17,5 proc., co oznacza, że była o ponad 40 proc. poniżej poziomu sprzed pandemii. To przede wszystkim konsekwencja niedoborów komponentów, które zmuszają część fabryk do ograniczenia a nawet wstrzymania produkcji.
W danych z Niemiec uwagę zwraca to, że choć w samym sierpniu realna wartość zamówień zmalała bardziej niż realna produkcja, to ta pierwsza jest istotnie wyżej niż przed pandemią (o 8,5 proc.), ta druga zaś jest istotnie niżej (o 10 proc.). Efekt? Gigantyczne zaległości produkcyjne niemieckich firm.