Jestem w Hucie Stalowa Wola po kilkuletniej przerwie i nie poznaję zakładu, który wystartował przed 1939 r. w COP, a dziś słynie z produkcji haubic Krab. Sterylne podłogi, klimatyzowane wnętrza, pełne przemysłowych robotów gniazda obróbcze. I niespotykany przed wojną w Ukrainie wszechogarniający, produkcyjny impet.
Pełną mobilizację w podkarpackiej hucie widać na każdym kroku: gigantyczne obrabiarki sterowane komputerowo frezują pancerne wieże krabów, wielotonowe kadłuby bojowych pojazdów unoszone są niczym piórko w uchwytach zautomatyzowanych obrotnic: spawanie twardej stali to zadanie precyzyjnych robotów.
Czytaj więcej
Wart prawie 1,8 mld zł plan rozbudowy artyleryjsko-pancernej HSW oraz zależnych firm Jelcz i Autosan ma uczynić z podkarpackiej huty zbrojeniowej potęgę.
Jan Szwedo, prezes HSW, który pokazuje firmę dziennikarzom, tłumaczy, że wszystkie cyfrowo sterowane maszyny, ustawione w gruntownie zmodernizowanych halach, ciężko pracują. Te najcenniejsze kosztowały dziesiątki milionów złotych. Dlatego nie tracą czasu i robią swoje z dokładnością do ułamków milimetra. 24 godziny na dobę, przez siedem dni w tygodniu.
Prawdziwą sensacją jest w hucie uruchomiona w ostatnich latach lufownia – tu powstają lufy m.in. do krabów, samobieżnych moździerzy kal. 120 mm Rak, ale też czołgów Leopard. W skomplikowanym procesie wymagającym kosmicznej precyzji kilkunastometrowe odkuwki ze specjalnej stali przekształcane są w lśniące, ponadośmiometrowe cygara wydrążone i utwardzane pod wysokim ciśnieniem 7– 8 tys. barów metodą autofretażu.