Polacy sięgnęli po broń i oblegają strzelnice. Brakuje amunicji

Wojna w Ukrainie i obawy przed zagrożeniem ze Wschodu spowodowały w kraju proobronne wzmożenie. Strzelnice przeżywają oblężenie, zapał powstrzymuje jednak brak amunicji.

Publikacja: 23.03.2022 21:00

Od wybuchu wojny w Ukrainie trudno się dostać w Polsce na strzelnicę, a jeszcze trudniej kupić amuni

Od wybuchu wojny w Ukrainie trudno się dostać w Polsce na strzelnicę, a jeszcze trudniej kupić amunicję.

Foto: shutterstock

Paweł Dyngosz, prezes stowarzyszenia Braterstwo, które ma swoje strzelnice w stolicy i na Dolnym Śląsku, obserwował, jak obawy przed zagrożeniem i wojną zaraz po inwazji Putina na Ukrainę zmieniają nastawienie rodaków do broni. Na jego strzelnicach z dnia na dzień frekwencja wzrosła pięciokrotnie. – Przed wojną szkoliliśmy w naszych obiektach najwyżej kilkadziesiąt osób dziennie, teraz bywa, że na trening trzeba wcisnąć nawet 300 chętnych – mówi Dyngosz. W Warszawie obiekt Braterstwa pracuje od godz. 6 rano do północy.

Także w podwarszawskim Gentleman Gun Club, komercyjnej strzelnicy w Kozerkach koło Grodziska Mazowieckiego, chętnych do strzelania nie brak. – Na wolne miejsce przed tarczą trzeba czekać w kolejce tydzień i więcej – mówi Krzysztof Galimski. Właściciel GGC opowiada, że firma na co dzień szkoli strzelców sportowych, oferuje trening pracownikom ochrony, detektywom a także funkcjonariuszom poprawiającym wyniki. – Tym razem znacząco wzrosła liczba chętnych do uzyskania umiejętności, które w niespokojnych czasach mogą dać Kowalskiemu poczucie bezpieczeństwa – przyznaje Galimski.

– Oby tylko strzelecka sprawność nigdy się nie przydała – zastrzegają już po zaliczeniu szkolenia zwyczajni ojcowie rodzin.

W kraju działa ok. 450 ogólnodostępnych strzelnic. Własne ośrodki szkolenia ma wojsko, policja i służby. Sieć strzelnic dostosowanych do treningu z długą, dalekonośną bronią utrzymują myśliwi skupieni w Polskim Związku Łowieckim. Własne obiekty ma też Liga Obrony Kraju, a nawet leśnicy. – Sieć strzelnic jest niewystarczająca, brakuje zwłaszcza otwartych bezpiecznych obiektów do strzelania z karabinu czy automatycznej broni szturmowej – narzeka Jarosław Lewandowski, szef fachowego pisma „Strzał”. – Nie zmieniły tego nawet obietnice Antoniego Macierewicza sprzed kilku lat o budowie strzelnic w każdym powiecie.

Czytaj więcej

PGNiG, Poczta Polska i Lasy Państwowe szykują pracowników na wojnę

Prowadzenie komercyjnej strzelnicy to nie najgorszy biznes. W przeszłości zwykle właścicielami stawali się weterani z wojska i służb, dziś inwestują przede wszystkim cywilni przedsiębiorcy.

– Gdy kilka lat temu zakładaliśmy naszą strzelnicę, szukaliśmy na mapie białej plamy pod Warszawą, bez branżowej konkurencji. Udało się – wspomina Krzysztof Galimski.

Stosunkowo prostą sprawą jest uruchomienie strzeleckiego obiektu pod dachem, w pomieszczeniu zamkniętym. Podstawowy dokument – regulamin strzelnicy, zatwierdzają władze samorządowe. Największym wydatkiem jest urządzenie magazynu broni o parametrach bankowego sejfu i zabezpieczenie toru strzeleckiego solidnym kulochwytem.

Strzelanie to elitarny sport i hobby, także ze względu na koszty. Stawki za szkolenie czy opiekę instruktora dla nowicjusza nie są wygórowane. O wysokości rachunku decyduje cena amunicji. Najtańszy nabój do karabinka sportowego typu kbks, to obecnie 1 zł . Strzał z popularnego pistoletu glock kal. 9 mm, z marżą strzelnicy, to 2,5– 3,5 zł. Amunicja do automatu AK-47 jest jeszcze droższa za sztukę trzeba zapłacić nawet 4–5 zł. – Ceny pojedynczych sztuk amunicji mogą nie robić wrażenia, ale godzinny trening może oznaczać zużycie nawet 100 sztuk nabojów i to już poważny wydatek – tłumaczy Galimski.

Jednak dobre czasy pozwalające na prucie do tarczy ogniem seryjnym właśnie się skończyły. Zdobycie na rynku popularnych rodzajów amunicji zaczyna graniczyć z cudem. Prezes Dyngosz potwierdza: jest dramat. Nadwyżki amunicji z rynku wysysa przede wszystkim wojna nad Dnieprem. Rosnące poczucie zagrożenia w całej Europie zmusiło też rządy do uzupełnienia zapasów w wojskowych arsenałach wielu krajów. – Myślę, że dla firm amunicyjnych zamówienia publiczne mają bezwzględny priorytet także dlatego, że wojsko i służby dobrze płacą, nie licząc się z ceną – mówi.

Paweł Dyngosz przyznaje, że deficyt amunicji to także skutek przerwania dostaw z Rosji czy Białorusi. Ze zrozumiałych względów nikt już nie kupi nawet jednego naboju na Wschodzie.

Paweł Dyngosz, prezes stowarzyszenia Braterstwo, które ma swoje strzelnice w stolicy i na Dolnym Śląsku, obserwował, jak obawy przed zagrożeniem i wojną zaraz po inwazji Putina na Ukrainę zmieniają nastawienie rodaków do broni. Na jego strzelnicach z dnia na dzień frekwencja wzrosła pięciokrotnie. – Przed wojną szkoliliśmy w naszych obiektach najwyżej kilkadziesiąt osób dziennie, teraz bywa, że na trening trzeba wcisnąć nawet 300 chętnych – mówi Dyngosz. W Warszawie obiekt Braterstwa pracuje od godz. 6 rano do północy.

Pozostało 87% artykułu
Biznes
Polska Moc Biznesu: w centrum uwagi tematy społeczne i bezpieczeństwo
Biznes
Zyski z nielegalnego hazardu w Polsce zasilają francuski budżet? Branża alarmuje
Materiał Promocyjny
Kongres Polska Moc Biznesu 2024: kreowanie przyszłości społeczno-gospodarczej
Biznes
Domy po 1 euro na Sardynii. Wioska celuje w zawiedzionych wynikami wyborów w USA
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Biznes
Litwa inwestuje w zbrojeniówkę. Będzie więcej pocisków dla artylerii