Politolog Petr Petrowski, cytowany przez państwową agencję BiełTA, powiedział, że sprawa Cimanouskiej nie poruszyła społeczeństwa białoruskiego. - Nie zauważyłem poważnej reakcji publicznej na tę historię. Myślę, że większość Białorusinów nie jest tym zainteresowana. Co więcej, teraz jest sezon wakacyjny, ludzie są odciągani od wszystkich spraw publicznych w kraju tak bardzo, jak to możliwe - stwierdził.
Jednocześnie ta sama agencja cytuje kolejne komentarze, oskarżające lekkoatletkę. I tak Alaksandr Bahdanowicz, złoty medalista w kajakarstwie z Pekinu, były deputowany do Izby Reprezentantów Zgromadzenia Narodowego Republiki Białorusi VI kadencji, powiedział, że „jeżeli przyjeżdża się na igrzyska i widzi się, że drużyna ma kłopoty, to staje się z nią ramię w ramię”. - Tak jest w każdej drużynie. To jedna sportowa rodzina - mówił, przyznając, że „były jakieś niedociągnięcia, coś gdzieś zawiodło” w kwestii startu Cimanouskiej w Tokio. - Uważam, że to absolutnie nie zostało rozwiązane w sposób sportowy, nie w sposób koleżeński - zaznaczył.
Podobnie mówił Siarhiej Nowikau, wicemistrz olimpijski w biatlonie z Vancouver. Jego zdaniem Cimanouska „zamiast pomagać swojemu zespołowi, zrobiła szum tam, gdzie nie powinno go być”.
- Kirscina Cimanouska w tej sytuacji źle się zachowała. Nawet jeśli dowiedziała się od osób trzecich, że została przesunięta do sztafety 4x400 m, w której nie miała startować, to nie musiała pisać komentarzy w internecie, ale mogła porozmawiać ze sztabem szkoleniowym. I jestem pewien, że wszystko by jej zostało wytłumaczone i wyjaśnione. Ale niedopuszczalne jest mówienie w takim tonie o białoruskim związku lekkoatletycznym i Białoruskim Komitecie Olimpijskim - przekonywał.
W istocie sprinterka rozmawiała z białoruskimi oficjelami - już w niedzielę w internecie pojawiło się blisko 20-minutowe nagranie, mające być zapisem jej rozmowy z głównym trenerem reprezentacji i szefem białoruskiej drużyny lekkoatletycznej. W czasie rozmowy pada groźba, że jeżeli biegaczka nie posłucha się i nie wróci do kraju, prawdopodobnie „popełni samobójstwo”. Podczas rozmowy Białorusinka rozpłakała się. Jej rozmówcy przyznali, że nie było badań lekarskich (na które później powoływał się Białoruski Komitet Olimpijski).