W Japonii doszło teraz do kolejnej, już trzeciej, fali zachorowań.
Trzy dni temu Japończycy wstrzymali przyloty z Wielkiej Brytanii po tym, jak w Londynie i południowo-wschodniej Anglii pojawiła się nowa mutacja wirusa COVID-19 i doszło do kolejnego rekordu zakażeń. — Rząd będzie podchodził do nowych ograniczeń elastycznie — mówił wtedy szef gabinetu premiera Katsunobu Kato. Ujawnił również, że planowane jest zalecenie 14-dniowej kwarantanny wszystkim, którzy przylecieli z Wielkiej Brytanii.
W ramach tych zaostrzeń planowano również nakazanie poddania się testowi na zakażenie COVID-19 w ciągu 72 godzin od wylotu z Wielkiej Brytanii. Ta zasada miała obowiązywać od 28 grudnia. Według informacji rządu wtedy jeszcze nie stwierdzono w Japonii nowej agresywniejszej mutacji wirusa.
W ostatni czwartek, 24 grudnia liczba zachorowań była po raz kolejny wyższa niż poprzedniego dnia i testy wykazały nowe zakażenia u 3271 osób. 56 osób umarło. W samym Tokio we środę, 23 grudnia zarejestrowano 748 przypadków zachorowań na COVID-19, a dzień później 821 — poinformowało radio NHK.
— Lekarze, którzy są na pierwszej linii frontu walki z koronawirusem i desperacko starają się powstrzymać pandemię, są już na granicy wytrzymałości — mówił 26 grudnia minister gospodarki Japonii, Yasutoshi Nishimura, który jest rządowym koordynatorem walki z pandemią.
— Z informacji, jakie do mnie docierają, wiem, że trudno jest z jednej strony walczyć z pandemią, a z drugiej zapewnić normalną opiekę lekarską tym, którzy nie są wprawdzie chorzy na COVID-19, ale także wymagają hospitalizacji — tłumaczył minister.