Nie da się porównywać Theodore'a McCarricka z ks. Marcialem Macielem Degollado. Ten drugi był rzeczywiście postacią demoniczną. Potrafił oszukiwać wszystkich wokoło, wykorzystywać własne dzieci i stworzyć zgromadzenie, które przyciągało młodych i było źródłem gigantycznych zysków dla założyciela, a jednocześnie pozwalało mu prowadzić aktywne życie seksualnego przestępcy, który wykorzystywał chłopców i dziewczęta, w tym własne dzieci, i który na łożu śmierci wyznał, że nigdy w istocie nie wierzył. McCarrick nie jest postacią tej miary, niewiele w nim z bohaterów powieści Fiodora Dostojewskiego. On jest owocem amerykańskiego i watykańskiego systemu kościelnego. Systemu, w którym przemieszane ze sobą – w niemal równych proporcjach – były pełna akceptacja, a nawet promocja homoseksualizmu w instytucjach kościelnych, stary (nie)dobry klerykalizm i korporacyjna solidarność.
Przez dziesięciolecia te składniki pozwalały inteligentnemu, rzutkiemu i charyzmatycznemu duchownemu rozwijać błyskawiczną karierę. I zapewne trwałaby ona do tej pory – jak trwały kariery innych biskupów – gdyby nie fakt, że poza wykorzystywaniem kleryków i księży McCarrick dopuścił się także przestępstw wobec nieletnich. I to właśnie te ostatnie, gdy zostały ujawnione w 2018 r., ostatecznie pogrzebały jego karierę. Nadużywanie władzy, homoseksualne ekscesy, uwodzenie podwładnych – to wszystko przez lata uchodziło mu na sucho. Nie był w tym szczególnie wyjątkowy.
Wujek Ted
Theodore Edgar McCarrick przyszedł na świat w Nowym Jorku 7 lipca 1930 r. Jego ojciec, także Theodore, zmarł na gruźlicę w trzecim roku życia syna. Chłopiec był wychowywany przez matkę, ciotkę matki i babcię, uczęszczał do dobrej, katolickiej szkoły, potem spędził rok w Szwajcarii i rozpoczął studia z filozofii na Fordham University. W 1954 r. wstąpił do Seminarium św. Józefa w Nowym Jorku, które ukończył cztery lata później. Jako młody kapłan był na tyle błyskotliwy i inteligentny, że wbrew obowiązującej wówczas praktyce nie wysłano go po święceniach na parafię, ale od razu pozwolono studiować socjologię na Katolickim Uniwersytecie Ameryki w Waszyngtonie.
Od tego momentu jego kariera toczy się błyskawicznie. Już jako student kierował Instytutem Studiów Hiszpańskich na Katolickim Uniwersytecie Portoryko w Ponce, który miał przygotowywać księży i zakonników z Nowego Jorku do pracy z Latynosami. W 1963 r. został doktorem i zajął na uczelni stanowisko dyrektora ds. rozwoju. Od tego momentu McCarrick zasłynął jako znakomity fundraiser. Dwa lata później młodziutki ksiądz został rektorem, a także otrzymał honorowy tytuł prałata Jego Świątobliwości. Cztery lata później rozpoczął pracę w kurii nowojorskiej, a w 1971 r. został sekretarzem kard. Terence'a Cooke'a. Wraz z nim uczestniczył w rozmowach z najważniejszymi wówczas amerykańskimi politykami, a także po raz pierwszy spotkał kard. Karola Wojtyłe. Cały czas pracował duszpastersko, najpierw w kościele Najświętszego Sakramentu na Manhattanie, a później przy katedrze św. Patryka.
W latach 60. nawiązał głębokie przyjaźnie z wielodzietnymi, katolickimi rodzinami, które nie tylko odwiedzał i wspomagał. Dzieci jego przyjaciół nazywały go „wujkiem Tedem", odwiedzały go później przez całe lata. Już wtedy zaczął wykorzystywać seksualne jedną z ofiar. James był dzieckiem jego bliskich przyjaciół, ochrzcił go kilka tygodni po tym, jak sam przyjął święcenia kapłańskie. 11 lat później ks. McCarrick, który nocował wówczas u rodziców Jamesa, wszedł do jego sypialni. Chłopak właśnie się przebierał, a „wujek" powiedział do niego: „odwróć się". Zszokowany chłopiec to uczynił, a wtedy duchowny opuścił spodnie. „Dobrze" – powiedział – „jesteśmy tacy sami". Wtedy zaczęło się trwające 20 lat wykorzystywanie. Cztery lata później chłopiec opowiedział o tym ojcu. Ten nie dał temu wiary. „Rodzice uważali ks. McCarricka za niemal świętego. W nic nie uwierzyli" – wspominał w rozmowie z „New York Timesem" 60-letni już James.