Każda z tych sytuacji będzie dawała państwu prawo do naciśnięcia guzika z prośbą o pomoc. Państwo samo stwierdza, czy potrzebuje pomocy, ale potem KE ocenia zasadność tego wniosku i uruchamia odpowiednie instrumenty według zasad opisanych w nowym pakcie. To może być pomoc finansowa, w formie sprzętu, wzmocnienia ochrony granic, ale też przejęcia części osób ubiegających się o azyl. I tu jest właśnie najbardziej kontrowersyjny punkt dla Polski, która – razem z Węgrami, Czechami i Słowacją – nie chciała zgodzić się na obowiązkowe kwoty w poprzednim pakcie. Dlaczego teraz miałaby się zgodzić? KE uważa, że jest na to szansa, bo relokacja może stać się obowiązkowa, ale tylko w ostateczności i po wyczerpaniu wszystkich innych możliwości. Na wcześniejszych etapach Polska mogłaby zaoferować ludzi, sprzęt, a także zorganizować deportację tych, którzy na azyl nie zasługują.
Deportacja
Dodatkowo KE chce bardzo wzmocnić, w porównaniu z poprzednią propozycją, tzw. politykę powrotów, czyli po prostu deportacji. Obecnie wskaźnik wynosi zaledwie 30 proc., Bruksela chce zwiększenia do 70 proc. poprzez ofertę dla państw pochodzenia i państw tranzytu – czy to finansową, czy w formie propozycji nie do odrzucenia w zamian za dobre relacje z UE.
Wreszcie chce wzmocnić swoje możliwości organizowania deportacji i poprzez agencję Frontex, i poprzez państwa członkowskie, które mogą być zainteresowane taką formą udziału w zarządzaniu migracją, zamiast przyjmowania uchodźców. Istotnym elementem ma być lepsza ochrona granic. Frontex docelowo ma mieć 10 tys. ludzi, w mundurach, z bronią, którzy będą pomagać państwom frontowym w zarządzaniu migracją.
Propozycja KE obejmuje dziesięć nowych aktów legislacyjnych, do których dojdzie pięć ocalałych z poprzednich negocjacji. Bruksela uważa, że muszą być one traktowane jako całość. Nie ma solidarności bez odpowiedzialności państw frontowych, bez skutecznej polityki powrotów, bez umów z krajami trzecimi, bez uszczelniania granic.
– W toku negocjacji z państwami członkowskimi chcemy uniknąć taktyki salami – mówi nasz rozmówca. Propozycja KE musi zostać przyjęta przez większość państw członkowskich. Sprzeciw samej Polski, nawet z Grupą Wyszehradzką, nie wystarczyłby do jej zablokowania. W poprzednich negocjacjach uznano problem migracji za tak drażliwy, że szukano konsensusu. Nie jest jednak przesądzone, że nowej propozycji nie przyjmie się w końcu w głosowaniu większościowym.
– UE potrzebuje nowej polityki migracyjnej. Pokazał to pożar przeludnionego obozu Moria w Grecji. Widzieliśmy, w jakich strasznych warunkach przez lata żyją uchodźcy i jaki problem mają państwa graniczne UE – mówi „Rzeczpospolitej" Marie De Somer, ekspertka think tanku European Policy Centre w Brukseli. Według niej relokacja jest jednym ze sposobów rozwiązania problemu, ale politycznie jest bardzo trudna do zaakceptowania.