Miller mówił w TVN24, że Polska nie jest już dziś państwem praworządnym, ale jeżeli Andrzej Duda zostanie wybrany prezydentem w wyborach korespondencyjnych, które odbędą się w maju, wówczas - jak ocenił były premier - Polska przestanie być też państwem demokratycznym.
- Podjąłem decyzję że jeżeli nic się nie zmieni, to po raz pierwszy nie będę uczestniczył w wyborach na urząd prezydenta, ponieważ uważam że to nie są wybory. Kampanii wyborczej nie ma, sam akt głosowania, który w tej chwili urósł do rangi numer jeden, jest ostatnim akordem w kampanii wyborczej - tłumaczył Miller.
Były premier podkreślił, że dotychczas "nie bojkotował wyborów". - Uważałem, że to nie tylko moje prawo, ale także obowiązek. Ale skoro zamiast urny oferuje mi się skrzynkę pocztoiwą, to każdy kto uczestniczy to legitymizuje te wybory - stwierdził. Dodał, że każdy wyborca uczestniczący w takich wyborach "legitymizuje bezprawie i jawny szwindel".
Na pytanie czy pójście wyborców opozycji do urn mogłoby doprowadzić do II tury wyborów, Miller odparł, że "nie ma nadziei na II turę". - Nie po to PiS robi tę pocztyliadę w ten sposób, żeby Andrzej Duda nie wygrał w I turze. Zakładam, że Andrzej Duda wygra w I turze, chodzi o to, aby osadzić go na stolcu prezydenckim. Skoro uważam że są to pseudowybory które gwałcą konstytucję to nie mogę namawiać innych do brania udziału w wyborach i legitymizowania PiS-owskiego bezprawia - stwierdził.
Dopytywany czy jego słowa oznaczają, że PiS może - w razie niekorzystnego wyniku - sfałszować wybory, Miller odparł, że "to będzie głosowanie, gdzie kandydat ma zapewnione zwycięstwo i to przy użyciu każdej metody - w tym technik liczenia głosów, które mu pomogą jak trzeba będzie".