Kto przyjedzie?
Światowa opinia publiczna długo nic nie wiedziała o szykowanej w stolicy naszego kraju na 13–14 lutego konferencji ministrów spraw zagranicznych dotyczącej Bliskiego Wschodu. Aż nagle, 11 stycznia, usłyszała. Ale nie od przedstawicieli kraju gospodarza, lecz od szefa amerykańskiej dyplomacji Mike’a Pompeo.
Zapowiedział ją w Kairze, podczas objazdu po stolicach proamerykańskich krajów arabskich Bliskiego Wschodu. I od razu podał, jaki jest główny cel konferencji: wskazanie Iranu jako destabilizującego sytuację w regionie.
W tym czasie MSZ w Teheranie co najmniej od kilku dni wiedziało o warszawskim spotkaniu i nie uważało go za antyirańskie. Powiedział o tym w środę na spotkaniu z kilkoma polskimi dziennikarzami ambasador Iranu w Polsce Masud Edrisi Kermanszahi. Wyjaśnił, że to on spotkał się przed 11 stycznia z wiceszefem polskiego MSZ i przekazał do centrali, że Polacy nic skierowanego przeciwko Irańczykom nie szykują.
– Pompeo wszystko zepsuł – podkreślił irański dyplomata.
Do czwartku wieczór nie udało nam się uzyskać żadnej informacji na ten temat od wiceministra Macieja Langa odpowiadającego za Bliski Wschód i Azję w MSZ. Lang odwiedził Teheran dziesięć dni po antyirańskiej zapowiedzi Pompeo i omówił z irańskim odpowiednikiem – jak to ujęto dyplomatycznym językiem – „cele i oczekiwania” obu krajów wobec konferencji.