Taco zblazowany, a może zmęczony, warszawskim zgiełkiem i komercyjnym sukcesem duetu TACONAFIDE, udaję się w stronę Brukseli, by oderwać się raz jeszcze od demonów sławy.
Brak świeżości
Zeszłoroczny album Taco „Szprycer” może nie powalał na kolana od samego początku, jednak z perspektywy czasu jest to solidny, spójny, a zarazem lekki i spontaniczny materiał. Wakacyjne brzmienia, nowe rozwiązania wokalne zaskoczyły pozytywnie, a pełen luz w tekstach Taco czuć było na kilometr. Wiosenna bestsellerowa produkcja „SOMA 0,5mg” w duecie z Quebonafide nie robiła wielkiego wrażenia w warstwie lirycznej, jednak od strony technicznej warszawski raper udowodnił, że robi postępy. Potem nastąpiło świetnie sprzedane tournée, niedawny występ TACONAFIDE na Openerze i padło pytanie: co dalej?
Odpowiedzią jest właśnie „Cafe Belga”, czyli jedenaście nowych utworów. Jak to Taco ma w zwyczaju, nie zaprosił nikogo do gościnnych występów na płycie, a za produkcje odpowiadają wyłącznie jego niezawodni ludzie – Rumak i Borruci. Powstała synteza wszystkich stylów i tematów, które mieliśmy okazje usłyszeć w poprzednich piosenkach Filipa Szcześniaka. Dlatego słuchając nowych kompozycji czuć, że raper jest więźniem swojego stylu i tym razem zabrakło mu świeżości, polotu, a przede wszystkim błyskotliwości w tekstach.
Nie być celebrytą
Narracja albumu opiera się na wywiadzie, którego Taco udzielił podczas pobytu w Brukseli, zaś tytuł wydawnictwa jest zainspirowany nazwą brukselskiej klubo-kawiarni.
Wiecznie niezadowolony Taco dzieli się swoją pesymistyczną wizją świata oraz jego bliskiej przyszłości. Krytycznie odnosi się do kondycji dzisiejszej młodzieży, gęsto nawiązując do współczesnej popkultury. Teksty wypełnione są klasyczną dla stylu rapera nostalgią i tęsknotą do czasów, kiedy nie był sławny. Motywy problemów w komunikacji i międzyludzkich relacjach przeplatają się z wątkami o Internecie i smart-fonach. Taco walczy z poczuciem dekadencji i podkreśla, że próbuje żyć wciąż jak zwykły młody człowiek. Dlatego izoluje się od celebrytów i rapowej branży. Narzeka na brak prywatności, jednak ma świadomość, że beztroska już nigdy nie powróci. Chciałoby się spointować: „Starość nie radość!”