Do tego jazda po pijanemu samochodem. Przekleństwa i antysemickie uwagi rzucane policjantowi, który zatrzymał go na szosie. Idiotyczne wypowiedzi na temat Holocaustu. Nieokiełznany język i brak hamulców, by w publicznych rozmowach występować przeciwko ruchom feministycznym i mówić o „czarnuchach”. A wreszcie interesująca, ale źle przyjęta przez katolików „Pasja”. W Stanach przewrażliwionych na punkcie poprawności politycznej spowodowało to ostracyzm. „Apokalypto” zostało przyjęte chłodno, Gibson przez wiele lat nie stanął przed kamerą. Nie zagrał w kolejnej części „Zabójczej broni”, upadły inne jego projekty, a zdarzało się i tak, że bojąc się o swoją reputację nie chcieli z nim grać koledzy.
Gibson wycofał się na jakiś czas z publicznego widoku, ale ostatnio zaczął powili wychodzić z cienia. Dwa lata temu odebrał w Karlowych Warach Kryształowy Glob za całokształt twórczości, a w wywiadzie dla „Hollywood Reporter” ogłosił, że to, co złe ma za sobą. Że pracował swoim temperamentem. Wszystkich za swoje wybryki przeprosił.
Zagrał w kilku filmach (ostatnio w „Blood Father”), a do Wenecji przywiózł „Hacksaw Ridge”. To prawdziwa historia Desmonda Dossa, który należał do kościoła Adwentystów Siódmego Dnia i choć odmówił noszenia broni, w czasie II wojny światowej zgłosił się do armii jako lekarz. W czasie bitwy o Okinawę uratował 75 żołnierzy.
— To był zwykły człowiek, który dokonał rzeczy niezwykłych — stwierdził Gibson podczas weneckiej konferencji prasowej. — Pośrodku piekła ruszył do walki uzbrojony jedynie w swoją odwagę i wielką wiarę. Dla mnie jest bohaterem.
Korpulentny, z dużymi bicepsami i siwą brodą, Gison nie próbuje dziś udawać dawnego gwaizdora. W czasie weneckiej promocji to jego aktor, odtwórca roli Desmonda Dossa uśmiecha się przed kamerami i rozdaje autografy.
„Hacksaw Ridge” zbiera w Wenecji dobre recenzje. To dramat wojenny, przy którym krytycy wspominają Spielbergowskiego „Szeregowca Ryana”. Gibson kreśli historię Dossa, poczynając od jego dzieciństwa w małym miasteczku w Virginii: wiecznie pijany, agresywny ojciec, wypadek, gdy z rąk Desmonda omal nie zginął uderzony cegłą młodszy brat. Ale najważniejsza jest tu wojna, pokazana jako koszmar, potwornie realistycznie, z całym chaosem, śmiercią, porozrywanymi ciałami żołnierzy. Co jest tu nowego? Właśnie pacyfizm, jaki wnosi na ekran Doss. Jego sprzeciw wobec przemocy.