Czy mamy już powieść, która sumuje trzy dekady wolności po 1989 r., jak „Przedwiośnie” z kilkuletniej perspektywy nakreśliło źródła II RP i jej największe problemy?
Nie będę oryginalny: po 1989 r. już o tym mówiono, że brakuje nam takiej powieści, jak „Przedwiośnie”. Profesor Andrzej Mencwel w swoich publikacjach wskazywał, że sztandarową powieścią konserwatywną jest „Potop” Henryka Sienkiewicza, zaś sztandarową powieścią reformatorską – „Przedwiośnie” Żeromskiego. O wielkiej przenikliwości Żeromskiego świadczy również to, że zapisał swoje obserwacje na gorąco, w 1924 r., ledwie kilka lat po odzyskaniu niepodległości. To tak, jakby współczesny nam pisarz zdiagnozował III RP w 1995 r.
Czytaj więcej
Małgorzata Hajewska-Krzysztofik i Mariusz Bonaszewski zagrają w „Gościach Wieczerzy Pańskiej”. To premiera Nowych Epifanii, które zaczynają się 21 lutego.
Być może otworzyłoby to nam oczy na procesy, które już dały o sobie znać. To reforma Balcerowicza, lustracja, zwycięstwo Kwaśniewskiego po przegranej Wałęsy.
Pewnie to, czego dokonał Żeromski, a czego nie dokonali współcześni polscy pisarze i pisarki, wiąże się też z pozycją autora „Przedwiośnia”, który był sumieniem Polaków, niemal wieszczem. Zawsze pozwalał sobie na odwagę pisania rzeczy niepopularnych.