Kalendarz polityczny tym razem układa się fatalnie. 10. rocznica śmierci Lecha Kaczyńskiego i 95 innych pasażerów tupolewa oraz 80. mordu katyńskiego wypada równo miesiąc przed wyborami prezydenckimi. W tym momencie Andrzej Duda musi pokazać się jako twardy przywódca, który nie ulega Kremlowi. Ale też osobiście złożyć hołd w Smoleńsku polskim oficerom i ofiarom katastrofy lotniczej. Na tym szczególnie zależy Jarosławowi Kaczyńskiemu, który również chce być w miejscu śmierci brata.
W MSZ planowano koronkową robotę dyplomatyczną. Jednak zanim Ambasada RP w Moskwie złożyła w piątek poufną notę z prośbą o spotkanie szefa polskiej dyplomacji z Siergiejem Ławrowem, Jacek Czaputowicz padł ofiarą rywalizacji prezesa Rady Ministrów i prezydenta w sprawach zagranicznych. W czwartek szef Kancelarii Premiera Michał Dworczyk zapowiedział, że Mateusz Morawiecki chce się udać do Smoleńska. Tego samego dnia rzecznik prezydenta Błażej Spychalski nie tylko podważył wiarygodność Dworczyka, ale sam przesądził, że dojdzie do spotkania Czaputowicza z Ławrowem.
Rosja już rozgrywa ten wewnątrzpolski spór. Ławrow, który podobnie jak polski minister był w ten weekend na Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium, „nie znalazł czasu" na spotkanie z Polakiem. A rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow oświadczył, że Władimir Putin „na razie" nie planuje wizyty w Smoleńsku i spotkania z Morawieckim, tak, jakby Moskwa już zgodziła się na przyjazd polskiej delegacji, a Polska wystąpiła o spotkania z tej okazji z rosyjskimi przywódcami. Czy Rosja może odmówić zgody na przyjazd prezydenta RP do Smoleńska? Polskie źródła dyplomatyczne takiego scenariusza sobie nie wyobrażają.
– Czegoś takiego jeszcze w stosunkach międzynarodowych nie było. Przecież Rosjanie uznają odpowiedzialność za mord katyński – mówią rozmówcy „Rzeczpospolitej".
Ale Moskwa niczego jeszcze nie rozstrzygnęła.