Zarówno w Sejmie, jak i w sztabach kandydatów na prezydenta panuje od kilkunastu godzin pełna mobilizacja. Już we wtorek do Warszawy zaczęli zjeżdżać parlamentarzyści opozycji. Będą pilnować głosowania, które w powszechnej opinii może zdefiniować politykę na kolejne miesiące, a może i lata. Sejm nadal pracuje w trybie zdalnym, ale opozycję zmotywował kilka dni temu wicemarszałek Ryszard Terlecki z PiS, który sugerował, że w czasie kluczowego głosowania nad ustawą o powszechnym głosowaniu korespondencyjnym mogą pojawić się kłopoty techniczne.
– W dniu dzisiejszym do Sejmu przyjeżdżają wszystkie posłanki i posłowie, żebyśmy tutaj, w Sejmie, nawet nie będąc wszyscy na sali plenarnej, mogli razem przeciwstawić się tej złej ustawie. Abyśmy mogli doprowadzić do sytuacji, w której demokracja zostanie obroniona – zapowiadał szef Klubu Lewicy w Sejmie Krzysztof Gawkowski.
Przeczytaj także: 10 maja za trzy dni. Wciąż nie wiadomo, kiedy będą wybory
Mobilizacja także w sztabach kandydatów na prezydenta. Bo chociaż nadal nie wiadomo, kiedy odbędą się wybory, a nawet czy za kilka miesięcy nie wystartuje w nich kto inny, to sztaby przygotowywały swoich kandydatów do pierwszej telewizyjnej debaty w kampanii: w środę o 20.30, organizowanej przez TVP. Jej uczestnikiem ma być też prezydent Andrzej Duda, a jego sztabowcy szykowali się na huraganowy atak ze strony dziewięciu pozostałych startujących w wyborach. Sztabowcy prezydenta podkreślali też, że w 2015 w analogicznej debacie nie wziął udziału prezydent Bronisław Komorowski.
Hybrydowy problem
W środę było już jasne, że powiódł się plan opozycji dotyczący Senatu. W nim – mimo prób obstrukcji ze strony PiS – opozycja odrzuciła w całości głosowanie korespondencyjne. Stało się to wcześniej, niż planowano, we wtorek późnym wieczorem. Politycy PiS twierdzili później, że głosowanie odbyło się „z zaskoczenia”, czyli ze złamaniem dotychczasowych ustaleń.