W skład honorowego komitetu poparcia kandydata PO weszło ponad 200 osób. To artyści, jak Jerzy Trela, Janusz Gajos, Filip Bajon, Agnieszka Holland i Zbigniew Preisner; sportowcy, jak Krzysztof Hołowczyc, Otylia Jędrzejczak, Mateusz Kuśnierewicz i Marcin Gortat, oraz politycy, jak Lech Wałęsa i Aleksander Hall.
To nie jest news sprzed niedzielnych wyborów i nie dotyczy Rafała Trzaskowskiego. Taki komitet przed pięcioma laty miał Bronisław Komorowski. Nie on jedyny. Honorowe komitety poparcia były do niedawna stałym elementem przedwyborczego krajobrazu. Nie tym razem. Po raz pierwszy od wielu lat zrezygnowali z nich wszyscy kandydaci.
Lokalne autorytety
Pewien wyjątek zrobił sztab Andrzeja Dudy. W poszczególnych regionach powstawały społeczne komitety urzędującego prezydenta. Przykładowo w Krakowie w skład weszli m.in. pieśniarz Leszek Długosz i członek KRRiT prof. Janusz Kawecki.
Komitet ogólnopolski jednak nie powstał. Rzecznik sztabu Adam Bielan mówi „Rzeczpospolitej”, że nie utworzono go celowo. – Chcieliśmy głównie pokazać lokalne autorytety, które wspierają prezydenta Andrzeja Dudę, bo zdajemy sobie sprawę, że życie toczy się tam na dole. Autorytet, znający problemy małej ojczyzny, waży więcej niż celebryta z Pudelka – wyjaśnia.
Poza Dudą komitetów honorowych, nawet takich lokalnych, nie miał żaden inny kandydat. – Gdybyśmy mieli taki plan, to byśmy go zrealizowali. Liczba byłych premierów i prezydentów w naszej formacji jest chyba największa w Polsce – mówi szef SLD Włodzimierz Czarzasty, gdy pytamy, dlaczego komitet nie powstał w przypadku kandydata Lewicy Roberta Biedronia. – Jednak po prostu nie mieliśmy takiego planu – dodaje.