– Byłem w domu, usłyszałem huk. Z sąsiadem pojechaliśmy w stronę, gdzie widać było czarny dym. Chcieliśmy jakoś pomóc, ale baliśmy się eksplozji – powiedział jeden ze świadków wypadku prywatnej, algierskiej telewizji Ennahar.
Algierski wojskowy samolot transportowy radzieckiej jeszcze produkcji Ił-76 rozbił się wśród pól uprawnych 30 km na południowy zachód od stolicy kraju. Na szczęście spadł w niezamieszkałym regionie. Tuż po upadku zapaliły się silniki maszyny, dlatego część ciał pasażerów została spalona.
Bardzo szybko na miejsce dotarło kilkuset ratowników, ale nic nie mogli zrobić. Bardziej przydało się dziesięć wojskowych ciężarówek z bazy lotniczej, by wywieźć ciała.
Liczba ofiar jest ogromna. To największa katastrofa lotnicza w Afryce od 1973 r., 19. na świecie oraz trzecia największa w historii samolotów Ił-76. Wojskowe lotnictwo algierskie ma jeszcze 13 takich maszyn. Nie jest jasne, dlaczego i jak w rozbitym samolocie mogło lecieć 247 pasażerów (oraz dziesięciu członków załogi): Ił-76 może zabrać maksymalnie 140 osób.
Większość ofiar to algierscy żołnierze oraz członkowie ich rodzin, lecący do pustynnej bazy w Baszar na zachodzie kraju, w pobliżu granicy z Marokiem. Ale jak poinformowały algierskie media, na pokładzie było też 26 członków Frontu Polisario przewożonych do Tinduf – położonej najdalej na zachód miejscowości Algierii. W środku Sahary mieszka tam kilkanaście tysięcy uchodźców z terytorium Sahary Zachodniej, której granica odległa jest od miasta o ok. 40 km.