To prawda, że zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości w wyborach parlamentarnych w 2015 było w jakimś stopniu spowodowane czynnikami koniunkturalnymi, w tym przede wszystkim katastrofalną kampanią prezydencką Bronisława Komorowskiego. Przecież ona nie musiała się wydarzyć, a gdyby nie ta katastrofa, Andrzej Duda nie zostałby prezydentem, a wtedy zwycięstwo PiS kilka miesięcy później byłoby mało prawdopodobne. Jednak nie wszystko można wytłumaczyć czynnikami koniunkturalnymi.
Jeśli pamiętać o tym, że o zwycięstwie najpierw Andrzeja Dudy, a potem PiS, przesądziła niewielka grupa wyborców wahających się, centrowych, to ważne jest pytanie o motywy tych centrowych wyborców. Dla nich z pewnością nie miał znaczenia stosunek PiS do katastrofy smoleńskiej, a miały znaczenie afery za rządów Platformy Obywatelskiej i ich sprytne – czytaj: oszukańcze – usuwanie z porządku dziennego. Miała też dla nich znaczenie polityka „ciepłej wody w kranie", którą postrzegali jako niewykorzystanie szans na przeprowadzenie reform strukturalnych, których Polska potrzebowała. I to ci umiarkowani, propaństwowi, racjonalni, często wręcz technokratyczni Polacy zadecydowali o podwójnym sukcesie partii Jarosława Kaczyńskiego. Dzisiaj plują sobie w brodę i mówią, że drugi raz takiego błędu nie popełnią, ale nasuwa się pytanie, czy nie jest już za późno.
Bez owczej skóry
Operacja z zakresu marketingu politycznego, polegająca na przybraniu wyrazu bardziej umiarkowanego (a więc możliwego do zaakceptowania przez owych centrowych wyborców rozczarowanych rządami PO–PSL), była skuteczna – za co PiS zostało zgodnie pochwalone przez specjalistów od PR.
Pochwalone tym bardziej że zaraz po wyborach obrało kurs radykalny, dalece bardziej „anty-III RP" niż za czasów poprzednich swoich rządów w latach 2005–2007. Można więc przyjąć z dużym prawdopodobieństwem, że PiS przez ostatnie dwa lata straciło tych centrowych wyborców. A jednak nie cofnęło się do poziomu ok. 30 proc., czyli poniżej owego słynnego szklanego sufitu, który – jak się przez lata powtarzało aż do znudzenia – uniemożliwia tej partii rządzenie. Dziś partia prezesa Kaczyńskiego notuje wyniki zbliżone, a niekiedy przewyższające, 40 proc. Wyborców PiS zatem co najmniej nie ubyło.
W tej sytuacji PiS nie będzie potrzebowało przed wyborami, gdyby odbywały się teraz, kolejny raz ubierać owczej skóry. Centrowi wyborcy już nie są do niczego PiS potrzebni, bo owe 40 proc. (mogące dać samodzielną większość w Sejmie) zapewnia mu jego twardy elektorat oraz nowi wyborcy – przeważnie ci, którzy zostali zdobyci przez hojną politykę socjalną z programem „500 plus" na czele.