Ministerstwo dodaje, że „ze względów bezpieczeństwa, informacje dotyczące szczegółowej liczby i specyfikacji przekazywanego sprzętu wojskowego stanowią informacje niejawne i nie są podawane przez MON do publicznej wiadomości”. Jednocześnie poinformowało nas, że wartość pomocy w postaci sprzętu, uzbrojenia, wyposażenia dla żołnierzy nie obejmuje ostatniego pakietu wsparcia, który przewiduje przekazanie na Ukrainę 14 czołgów Leopard 2A4, a także 60 czołgów T-72 oraz T-91 Twardy.
Czytaj więcej
Czy opozycja prowadziłaby lepszą politykę niż obecny rząd w kwestii wsparcia Ukrainy? Polacy są w tej sprawie mocno podzieleni - wynika z badania przeprowadzonego przez SW Research dla „Rzeczpospolitej”.
Kwota ta nie obejmuje też kosztów szkolenia żołnierzy ukraińskich na czołgach Leopard. Odbywa się ono w ramach misji wsparcia wojskowego na rzecz Ukrainy EUMAM (EU Military Assistance Mission Ukraine), która finansowana jest w części ze środków UE – Europejskiego Instrumentu na rzecz Pokoju (EPF). Budżet tej misji wynosi ponad 100 mln euro. Założenie jest takie, że w Polsce i Niemczech zostanie przeszkolonych co najmniej 15 tys. żołnierzy Sił Zbrojnych Ukrainy. Są oni zapoznawani nie tylko z obsługą czołgów, ale też m.in. wyrzutni przeciwlotniczych Piorun i armatohaubic Krab.
Według portalu Ukraine Support Tracker Instytutu Gospodarki Polska znajduje się w ścisłej czołówce krajów wysyłających do Ukrainy broń, amunicję i wyposażenie żołnierzy. Największe wsparcie finansowe zadeklarowały według kilońskiego instytutu USA – 22,9 mld euro, Wielka Brytania – 4,1 mld euro, Niemcy – 2,34 mld euro. Trzeba jednak zaznaczyć, że są to deklaracje wsparcia, a nie pomoc już przekazana. W zestawieniu wartości PKB przeznaczonego na ten cel najwyżej notowana jest Estonia – 1,1 proc. PKB na pomoc wojskową dla Ukrainy, następnie Łotwa – 0,9 proc. PKB. Na trzecim miejscu są Polska i Litwa – po 0,5 proc. PKB.
Czytaj więcej
Prezydent Rosji Władimir Putin w tajemnicy przygotowywał inwazję na Ukrainę. O jego planach nie wiedzieli nawet najbliżsi współpracownicy. Swoją decyzją miał wywołać niezadowoleni wśród rosyjskich elit - informuje "Financial Times".