Pierwsza część wtorkowej sesji na rynku walutowym upływa pod znakiem osłabienia złotego. Po godz. 10 złoty tracił wobec dolara około 0,4 proc. i za amerykańską walutę trzeba było płacić 4,01 zł. Euro drożeje o 0,3 proc. do 4,32 zł. Czy należy obawiać się tego ruchu? Wydaje się, że na razie nie ma powodów do niepokoju. Nieco słabszy złoty dzisiaj to efekt utrzymującej się siły dolara. Inna sprawa, że dzięki jastrzębim wypowiedziom szefa NBP Adama Glapińskiego w ubiegłym tygodniu, nasza waluta znów złapała wiatr w żagle i przystanek w tej „podróży” wydaje się być czymś zupełnie naturalnym.
Czytaj więcej
W styczniu inwestorzy rezygnowali z bardziej ryzykownych produktów, a kapitał lokowali w funduszach obligacji – skarbowych i korporacyjnych.
Czas na amerykańską inflację
Chociaż długoterminowe prognozy dla złotego pozostają optymistyczne, to we wtorek można spodziewać się na rynku podwyższonej zmienności. W centrum uwagi będą popołudniowe dane o inflacji w Stanach Zjednoczonych i to one mogą wprowadzić największe zamieszanie w notowaniach, również złotego. - Dzisiaj w centrum uwagi inwestorów na rynkach walutowych znajdują się Stany Zjednoczone i tamtejsze dane dotyczące inflacji CPI za styczeń. O ile piątkowe rewizje poprzednich odczytów nie zrobiły na inwestorach wrażenia i nie wywołały ich żywej reakcji, to dziś oczekiwania są duże. Inwestorzy spodziewają się tego, że dane dotyczące inflacji CPI za styczeń będą solidną wskazówką dotyczącą tego, kiedy i w jak dużym zakresie, Fed zacznie obniżać stopy procentowe — wskazuje Dorota Sierakowska, analityk DM BOŚ. - Po niedawnych świetnych danych z amerykańskiego rynku pracy, inwestorzy przesunęli oczekiwania pierwszej obniżki z marca na maj bieżącego roku. Dzisiejsze dane dotyczące inflacji są wypatrywane właśnie ze względu na spekulacje, czy podtrzymają one scenariusz późniejszej obniżki stóp — dodaje Sierakowska.