Czwartkową sesję na rynku walutowym można podzielić na dwie części. Pierwsza z nich przebiegała bardzo spokojnie i stała pod znakiem oczekiwania. Dolar notował niewielkie zmiany, co przekładało się także na złotego. Inwestorzy czekali przede na odczyt dotyczący inflacji w Stanach Zjednoczonych. Kiedy już poznaliśmy ten odczyt, zaczęła się druga, bardziej dynamiczna część notowań. Stała jednak ona pod znakiem mocnego dolara i słabością złotego.
Nasza waluta traciła po południu wobec dolara około 0,7 proc. i wycena "zielonego" skoczyła do prawie 4,30 zł. Euro drożało o 0,2 proc. do 4,53 zł, zaś frank drożał o 0,4 proc. do 4,74 zł. Osłabienie złotego związane było z powrotem siły dolara. Tą z kolei można łączyć z nieco wyższym od oczekiwań odczytem dotyczącym inflacji w Stanach Zjednoczonych, co znów stawia pod znakiem zapytania to, co może wydarzyć się na listopadowym posiedzeniu Rezerwy Federalnej.
Czytaj więcej
Ceny towarów i usług konsumenckich wzrosły we wrześniu o 0,4 proc., bardziej niż oczekiwano. Bazowa inflacja była zgodna z przewidywaniami.
Wypadek przy pracy?
Mimo, że czwartkowe dane nieco rozczarowały rynek, to wśród analityków nie brakuje głosów, że był to jedynie "wypadek przy pracy". - Łagodzenie nastawienia członków FOMC i ewolucja rynkowych oczekiwań nie są spójne z danymi, które stały się deską ratunku dla tonącego ostatnio dolara. USD/PLN w tydzień obniżył się o około 3 proc. i wymazał ponad połowę najsilniejszego od 2016 r. miesięcznego wzrostu z września, a po odczytach kurs dolara podskoczył o 3 grosze, rosnąc do 4,28 zł. W szerszym horyzoncie dolar mógł jednak wyczerpać potencjał do umocnienia, a jeden miesiąc nie przekreśla dezinflacji. Prognozy Cinkciarz.pl zakładają, że na koniec roku amerykańska waluta będzie kosztować ok. 4,15 zł - wskazuje Bartosz Sawicki, analityk firmy Cinkciarz.pl. Jeśli dolar faktycznie miałby się osłabiać to zapewne skorzystałby na tym także złoty. Ten czeka na wynik wyborów parlamentarnych w Polsce.