Podczas trwającej cały ostatni tydzień wystawy lotniczej pod Londynem Airbus zebrał zamówienia na 164 nowe maszyny, Boeing na 118, a ATR i de Havilland na 16, Embraer na 9, ale nie są to samoloty pasażerskie, mimo że Brazylijczycy oferują swój hit - E-2. Większość zamówień przyszła z Bliskiego i Dalekiego Wschodu.
Ogromnym zainteresowaniem cieszyli się też producenci silników. Ale chyba najważniejsze dla przyszłości branży jest to, że po raz pierwszy podczas wielkich lotniczych wystaw tyle się mówiło o zrównoważonym lataniu i zrównoważonym paliwie. Tutaj też były umowy.
To był dobry czas dla Boeinga. Chociaż na mówienie o sukcesie jest za wcześnie
Żeby te wszystkie samoloty wyprodukować Airbus i Boeing muszą jeszcze uporać się z kłopotami w łańcuchu dostaw, oraz kłopotami na liniach produkcyjnych. Tempo produkcji jak na razie nie jest zadowalające, a Airbus niedawno otwarcie poinformował, że nie będzie w stanie dostarczyć tyle maszyn, ile wcześniej planował.
Zresztą tak naprawdę zamówienia na te ponad 300 nowych maszyn mają głównie charakter wizerunkowy i marketingowy. Ani Airbus, którego fabryki są pełne kadłubów gotowych do montażu silników, których na rynku brak, a tym bardziej Boeing nie są w stanie produkować więcej. W przypadku Boeinga, oprócz braku komponentów jest jeszcze ograniczenie administracyjne ze strony regulatora rynku lotniczego (FAA), który pilnuje, żeby samoloty były produkowane zgodnie z wyśrubowanymi zasadami bezpieczeństwa. FAA, jak na razie także nie certyfikuje nowych maszyn Boeinga. Ale i nie ma nowych wpadek.
Ale mimo wszystko dla Boeinga był to dobry tydzień. Amerykanie ostatnio nie mieli okazji, żeby się czymś chwalić. Teraz okazało się, że skandale i niedoróbki to już raczej przeszłość, a na ich maszyny zdecydowanie jest popyt. Dodatkowo jeszcze udało się im dostarczyć pierwszy samolot do Chin od czasu pandemii Covid-19.