Do braku stacji paliw i gastronomii na miejscach obsługi podróżnych (MOP) przy drogach ekspresowych i autostradach ma się przyczyniać mała liczba samochodów elektrycznych. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) nie może znaleźć chętnych do dzierżawy MOP-ów m.in. dlatego, że operatorzy nie są zainteresowani stawianiem na MOP-ach ładowarek.
To problem nie tylko dla kierowców, ale także dla państwa. Dopinane unijne rozporządzenie AFIR (Alternative Fuels Infrastructure Regulation), mające przyspieszyć rozbudowę infrastruktury paliw alternatywnych w krajach członkowskich, wymaga na drogach transeuropejskiej sieci transportowej już w 2025 r. stacji ładowania o łącznej mocy co najmniej 400 kW co 60 km, w tym jednego punktu o mocy 150 kW.
Czytaj więcej
Kierowcy podróżujący autostradą A4 z Krakowa do Katowice muszą po raz kolejny przygotować się na utrudnienia. Zarządca drogi poinformował, że niedługo ruszą kolejne prace remontowe, wśród których wymienia się m.in. zmianę nawierzchni czy remonty wiaduktów.
Nie opłaca się
Przedstawiciele operatorów twierdzą, że przy obecnym niewielkim ruchu aut elektrycznych rozbudowa sieci ładowania nie opłaca się. Zwłaszcza że nakładają się na to długie i uciążliwe formalności z podłączeniem ładowarek do sieci elektroenergetycznych. A jeszcze większą barierą okazuje się uboga infrastruktura energetyczna na MOP-ach, która uniemożliwia budowę stacji o dużej mocy. – Poprowadzenie przewodów na odcinku np. kilkunastu kilometrów to inwestycja pochłaniająca miliony złotych, która nie ma szans się zwrócić w okresie dziesięciu lat dzierżawy gruntu – mówi Grigoriy Grigoriev, dyrektor generalny Powerdot w Polsce.
W przeprowadzonych od początku 2022 r. przetargach dotyczących 56 MOP-ów udało się wyłonić dzierżawców i podpisać umowy jedynie w 14 lokalizacjach. W przypadku pozostałych 42 miejsc nie wpłynęły żadne oferty. W rezultacie, jeśli przy nowych odcinkach szybkich dróg MOP-y już są, to często przez długi czas pozostają zamknięte lub oferują jedynie parking z toaletami.