Aż dziesięć krajów UE nie ma nawet jednego punktu ładowania samochodów elektrycznych na 100 km drogi – wynika z danych opublikowanych w czwartek przez ACEA, europejską federację producentów samochodów. Wśród nich jest Polska, gdzie na 100 km drogi przypada 0,4 ładowarki. Gorsze od nas pod tym względem są tylko Litwa i Grecja, gdzie na 100 km przypada 0,2 ładowarki.
O polskim problemie pisaliśmy we wczorajszym wydaniu „Rzeczpospolitej". Punktów co prawda przybywa, ale wolno, i na dodatek tempo budowy infrastruktury zwalnia: w 2020 r. przybywało średnio 0,97 ładowarki dziennie, to od stycznia do lipca tego roku już tylko 0,91. Co prawda szybko przybywa samochodów elektrycznych, ale bez możliwości ich naładowania nabywcy szybko się zniechęcają. I tym właśnie martwią się producenci samochodów, których Komisja Europejska zachęca do zaprzestania produkcji aut z napędem spalinowym. Od 2035 r. wszystkie nowo rejestrowane samochody w UE muszą już być zeroemisyjne, a europejskie koncerny prześcigają się w elektrycznych ambicjach. Ale popyt na te nowe modele jest ściśle zależny od infrastruktury, a ich budowę mają wspierać rządy.
– Konsumenci nie będą mogli przejść na pojazdy o zerowej emisji, jeśli na drogach nie będzie wystarczającej liczby stacji ładowania i tankowania. Na przykład jeśli obywatele Grecji, Litwy, Polski i Rumunii nadal muszą przebyć 200 km lub więcej, aby znaleźć ładowarkę, nie możemy oczekiwać, że będą skłonni kupić samochód elektryczny – mówi Eric-Mark Huitema, dyrektor generalny ACEA. Zwraca uwagę, że ogromny postęp we wdrażaniu infrastruktury będzie musiał zostać osiągnięty w całej UE w bardzo krótkim czasie. – Postępy poczynione w kilku krajach Europy Zachodniej są zachęcające, ale nie powinny odwracać naszej uwagi od fatalnego stanu sieci ładowania w innych krajach UE – zauważa.
Krajem najbardziej przyjaznym samochodom elektrycznym jest Holandia, gdzie średnio co 2 km można naładować samochód. Za nią uplasowały się Luksemburg (co 3 km), Niemcy (co 5 km), Portugalia (co 7 km) i Austria (co 17 km).