Od odwołania przez komunistów Gustawa Holoubka z dyrekcji Dramatycznego w styczniu 1983 r. taka historia miała się już w demokratycznym państwie prawa nie powtórzyć. Jednak także w polityce kulturalnej coraz częściej pojawiają się podobieństwa decyzji Zjednoczonej Prawicy do administracyjnej przemocy stosowanej wobec artystów w Rosji i na Węgrzech.
W Małopolsce Krzysztof Głuchowski, dyrektor Teatru im. Słowackiego po premierze krytykowanych przez partię rządzącą „Dziadów” Mai Kleczewskiej od wielu miesięcy ma status odwoływanego, co przypomina sytuację administracyjnego zastraszania w „Procesie” Franza Kafki 1:1.
Niszczące domino
Ciekawe, że realizację „Procesu” w reżyserii Krystiana Lupy w Polskim we Wrocławiu udaremnił dyrektor Cezary Morawski wybrany przy poparciu PiS, niszcząc jeden z najlepszych zespołów i dochodową, graną na światowych festiwalach „Wycinkę” Lupy, która profetycznie mówiła m.in. o politycznych zniszczeniach w kulturze, jakich dokona prawica. Szybko mieliśmy potwierdzenie. Aktor kreowany na lidera sanacji został odwołany po kontroli Najwyższej Izby Kontroli. Ale niszczący efekt domina został uruchomiony. W Narodowym Starym Teatrze w Krakowie Jan Klata nie mógł wygrać konkursu, bo choć jest jednym z najlepszych reżyserów, to poglądy ma niesłuszne. Dlatego osadzono tam duet (celowo nie przypominam nazwisk), który szybko się pokłócił, okazało, że ktoś ma niesłuszną orientację, a ktoś niestabilną psychikę – delikatnie mówiąc. Dobrze, że minister Piotr Gliński zdecydował się na kompromis z zespołem i nową dyrekcję, jednak Stary powoli wraca do normalności.
Czytaj więcej
Monika Strzępka wybrana w konkursie na dyrektorkę siedmioma głosami (przeciwko dwom przedstawicieli Ministerstwa Kultury) opublikowała oświadczenie po decyzji wojewody mazowieckiego Konstantego Radziwiłła, unieważniającej jej zwycięstwo w konkursie.
Potem Mariusz Gosek, poseł Solidarnej Polski, żądał odwołania Michała Kotańkiego, dyrektora Teatru im. Żeromskiego w Kielcach, jednego z najlepszych w kraju, prowadzącego, spektakularną przebudowę sceny, ponieważ zdaniem polityka spektakl „Ale z naszymi umarłymi" obraża pamięć o zmarłych w katastrofie smoleńskiej. Z kolei w Łodzi urząd marszałkowski narzucił Teatrowi im. Jaracza widyrektora artystycznego Michała Chorosińskiego, męża posłanki PiS, który wcześniej przegrał konkurs, przeciwko któremu protestował zespół aktorski, bo Chorosiński ma kontrolować zgodność repertuaru z linią rządzącej partii. Oczywiście najlepiej byłoby, gdyby realizował ją w znakomitych spektaklach jakiś genialny reżyser. PiS ma jednak krótką ławkę. A może linii niszczącej wolność słowa nie da się dobrze realizować w sztuce?