Kiedy ceniony aktor ogłosił, że nie jest zadowolony z prapremiery sztuki Marka Modzelewskiego we Współczesnym w Warszawie, inaczej wyobraża sobie inscenizację i w związku z tym zdecydował się na debiut reżyserski – pewnie niejedna osoba w środowisku mogła pomyśleć, że przed klęską kroczy pycha. Jeśli tak było pomyloną ją ze szczerością, opartą na co najmniej znakomitym rzemiośle, które sprawiło że już wcześniej sugerowano Braciakowi-aktorowi przejście na drugą stronę sceny.
Braciak-reżyser, definiujący się jako zwolennik teatru środka, wiernego dobrze skrojonym tekstom z wyrazistymi, bliskimi życia postaciami – w twórczości Modzelewskiego znalazł idealny materiał. Potwierdził to już pierwszy kontakt, czyli rola we „Wstydzie”, za którą otrzymał Nagrodę im. Zelwerowicza za najważniejszą kreację sezonu 2019/2020.
Modzelewski pokazuje konformizm i obrotowość ludzkich postaw, zgodnych z zasadą, że robimy to, co dla nas wygodniejsze
Modzelewski to dziś najczęściej wystawiany polski autor – w kraju granych jest dziesięć spektakli wg jego sztuk, doczekał się książkowej antologii, filmu „Teściowie”, Braciak widzi w nim kontynuatora najlepszych tradycji Zapolskiej i Bałuckiego. Ale łódzka inscenizacja zmierza od komedii przez tragifarsę do gorzkiej refleksji, jaką znamy ze społecznych dramatów Ibsena, który lubił ożywiać w sobie współczesnych antyczne fatum. Oto Eliza (Beata Ziejka), świeżo mianowana profesorka przygotowuje się z mężem Karolem (Marek Kasprzyk) do kolacji. Poza bratem-swojakiem Markiem ( Arkadiusz Wójcik), który właśnie się rozwodzi i przyszedł z miłą i śliczną, jednak pozbawioną inteligencji kopią Dody (Diana Krupa) przyjadą na nią z Ameryki córka Karolina (Monika Kępka), która kiedyś uciekła z przed ołtarza, z narzeczonym Żydem (Adam Marjański). Już to staje się powodem do rodzinnych komentarzy, tymczasem Eliza ogłasza, że jej fascynacja kulturą żydowską jest tak wielka, że przejdzie na judaizm. W polskim piekle wywołuje to również zabawne reakcje wzmożonego, choć wcześniej nie demonstrowanego katolicyzmu. Ale poza obyczajowym komizmem Modzelewski proponuje temat osób z awansu, deklarujących otwartość, którym na tyle jednak brak dystansu do rzeczywistości, że podkreślając prawo do własnego wyboru – stają się nietolerancyjnymi neofitami.
Kwestia awansu w ujęciu autora ma działanie obosieczne: z jednej strony ujawnia środowiskowe stereotypy oraz przesądy, którym inteligentny człowiek nie może hołdować - stąd marzenie o nowym życiu, a jednocześnie nigdy nie wiemy, jakie tajemnice kryje rodzinna przeszłość.