„Mnie teraz interesuje tylko jedno: moje ubranie. 30 dni »postępowania przygotowawczego« wykorzystano, by chować ten najważniejszy dowód. Nim wydano zgodę na wywiezienie mnie do Niemiec, zdjęto ze mnie całą odzież i wysłano całkiem gołego" – napisał w swym blogu Nawalny.
Ślady broni chemicznej nowiczok znaleziono jednak na jego butelce po wodzie, którą przywieźli z Rosji współpracownicy opozycjonisty. Ślady trucizny wykryto też w próbkach moczu i krwi Rosjanina oraz na jego skórze.
„Biorąc pod uwagę, że nowiczoka wykryto na moim ciele i bardzo prawdopodobne jest otrucie poprzez kontakt, moja odzież stanowi bardzo ważny dowód materialny. Wyznaczone przez prawo 30 dni postępowania przygotowawczego właśnie minęły. Domagam się, by moją odzież elegancko zapakowano w celofanowy pakiet i zwrócono mi" – podsumował.
Kreml jeszcze nie powiedział, co ma zamiar zrobić ze spodniami i majtkami Nawalnego. Ale jak dotychczas konsekwentnie odmawiał wszczęcia śledztwa w sprawie jego otrucia, zamiast tego prowadząc postępowanie przygotowawcze. – Wyjeżdżając z Rosji, Nawalny nie był otruty – stwierdził na przykład szef rosyjskiego wywiadu Siergiej Naryszkin, sugerując, że nastąpiło to w Niemczech. „Posypali mnie pewnie (nowiczkiem)" – zjadliwie odpowiedział mu Nawalny, który już znów zaczyna posługiwać się notebookiem i sieciami społecznościowymi.
Mimo to jednak Kreml żądał od władz niemieckich wydania wyników analiz Rosjanina. Ponieważ Berlin przeciąga sprawę, Moskwa zwróciła się jeszcze do Paryża i Sztokholmu. W zeszłym tygodniu bowiem Niemcy poinformowały, że poza monachijskim laboratorium Bundeswehry dwa inne – właśnie we Francji i w Szwecji – potwierdziły, iż Nawalny został otruty nowiczokiem. Kreml tymczasem za wszelką cenę chce poznać wyniki jego badań.