O tym, że Wilno i Warszawa proponują Brukseli wprowadzenie kolejnych sankcji wobec władz w Mińsku, mówił we wtorek litewski przywódca Gitanas Nauseda podczas spotkania z prezydentem Andrzejem Dudą. Chodzi o sankcje, które miałyby dotknąć przedsiębiorstw zasilających reżim Aleksandra Łukaszenki. Ale też o zwiększenie listy osób fizycznych, na której obecnie już znajduje się ponad 50 nazwisk z przywódcą Białorusi na czele. Są na niej m.in. funkcjonariusze służb i MSW, odpowiedzialni za represje, którzy jednak i tak niezbyt często podróżowali i raczej nie posiadali rachunków w Europie. Stąd apel przeciwników reżimu o zaostrzenie sankcji wobec samego dyktatora.
Nauseda nie zdradził szczegółów, ale nie jest tajemnicą, że o konieczności kolejnych restrykcji przy każdej okazji mówi zmuszona do wyjazdu z kraju po wyborach 9 sierpnia rywalka Łukaszenki Swiatłana Cichanouska. Odwiedziła już niemal każdą europejską stolicę, we wtorek w Sztokholmie namawiała szwedzkie firmy, by wstrzymały współpracę z przedsiębiorstwami na Białorusi, związanymi z reżimem. Podczas rozmowy z szefową szwedzkiej dyplomacji Ann Linde opozycjonistka apelowała też do UE o wprowadzenie sankcji wobec przedsiębiorstw zwalniających strajkujących robotników.
– Wiem o tym, że Litwa, Łotwa i Estonia planują wprowadzić tak ostre sankcje, jak tylko się da. Chodzi o minimum setki nazwisk oraz poszczególne państwowe przedsiębiorstwa, które uczestniczą w represjach. Jeżeli chodzi o UE, Cichanouska przekazała do Brukseli listę na której widnieje ponad 200 osób, w tym również tak zwaną listę Tarajkowskiego (chodzi o pierwszego zamordowanego uczestnika protestów po wyborach 9 sierpnia – przyp. red.).
–Przede wszystkim są na niej funkcjonariusze służb i mundurowi, bezpośrednio odpowiedzialni za represje – mówi „Rzeczpospolitej" Franak Wiaczorka, doradca ds. międzynarodowych Cichanouskiej. Przekonuje, że sankcje mogą dotknąć również firm i przedsiębiorstw należących do osób z bliskiego otoczenia Łukaszenki. Nie wyklucza również, że reżim Bat'ki mogą czekać jeszcze gorsze sankcje, podobne do tych wprowadzonych przez prezydenta USA George'a W. Busha w latach 2007–2008 wobec wielu białoruskich przedsiębiorstw, w tym koncernu Biełnieftiechim (rafinerie w Mozyrzu i Nowopołocku), który jest fundamentem gospodarki Łukaszenki.
– To całkiem prawdopodobny scenariusz, jeżeli represje będą się nasilać, sankcje wobec rafinerii to kwestia czasu. Niektóre kraje Unii Europejskiej już deklarują chęć prowadzenia embarga na produkty ropopochodne z Białorusi. Ale nie powinno się publikować listy przedsiębiorstw czy firm, objętych restrykcjami. Nie powinno się zdradzać szczegółów, by nie mogli przesunąć swoich aktywów do innych krajów i uniknąć restrykcji. Sankcje trzeba wprowadzać szybko i zdecydowanie – twierdzi.