W Ameryce walka z koronawirusem przybrała barwy polityczne. Od pojawienia się choroby prezydent Donald Trump przyjął wobec niej lekceważący stosunek. I ma nadzieję, że takie zaklinanie rzeczywistości zapewni mu reelekcję w listopadzie.
– To fałszywa liczba – zapewniał w środę w telewizji Fox News amerykański przywódca pytany o informację Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), że wskaźnik śmiertelności osób zarażonych koronawirusem wzrósł do 3,4 proc. – Takie mam przeczucie – dodał.
Wcześniej Trump uznał, że szczepionka na wirusa „pojawi się bardzo szybko" (lekarze podkreślają, że jej wprowadzenie na rynek zajmie wiele miesięcy). – Zresztą jeśli ktoś weźmie mocną szczepionkę na grypę, to powinno to pomóc już teraz – dodał, wywołując kolejny sprzeciw lekarzy.
Mimo takiej linii Białego Domu w środę demokratyczny gubernator Kalifornii Gavin Newsom ogłosił stan wyjątkowy. Stało się tak po śmierci pierwszej osoby w tym stanie. Co prawda jest to już 11. ofiara koronawirusa w USA, ale wszystkie dotychczasowe pochodzą ze stanu Waszyngton.
Przed hospitalizacją chory brał udział w rejsie na wycieczkowcu „Grand Princess", który później popłynął w kolejną podróż na Hawaje z 2,5 tys. pasażerów i przeszło tysiącem załogi na pokładzie. Władze nakazały odizolowanie ok. 100 osób. Jednak w samej Kalifornii potwierdzono już ponad 50 przypadków zachorowań. Jak tłumaczy Gavin Newsom, ogłoszenie stanu wyjątkowego pozwoli na skuteczniejsze powstrzymywanie epidemii, między innymi poprzez wprowadzenie zakazu imprez masowych i nakazowi izolacji osób, nawet wbrew ich woli.