Jeszcze o godzinie 17.00 we wtorek Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego opublikowało optymistyczny tweet potwierdzający, że wydarzenia w teatrach, kinach, galeriach nie są imprezami masowymi i mogą się odbywać zgodnie z harmonogramem. W środę rano minister kultury Piotr Gliński poinformował, że wszystkie imprezy są odwołane.
– Rozumiem wyższą rację, gospodarka jest najważniejsza, ale gdyby rząd był konsekwentny, wraz z instytucjami kultury i szkołami zamknąłby transport i zakłady pracy. Zakazy w kulturze to dobrze eksponowane alibi – powiedział pragnący zachować anonimowość wybitny artysta.
Puste kina
Sytuacja jest trudna, bo ostatnie lata były czasem wzrostu w kulturze. W 2019 r. polskie kina sprzedały rekordową liczbę ponad 60,2 mln biletów za ponad 1,13 mld zł. W 2018 r. frekwencja wyniosła 59,7 mln, a wpływy kas 1,1 mld zł. Tymczasem już w miniony weekend frekwencja spadła, mimo że kina sprzedawały bilety po kilkanaście złotych.
– Do kin poszło blisko 600 tysięcy widzów, rok temu mogło to być nawet dwukrotnie więcej – mówi „Rzeczpospolitej” Agnieszka Odorowicz, pierwsza dyrektorka Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej (PISF).
Magda Sroka, również kierująca w przeszłości PISF-em, obecnie szefowa Alvernia Planet, powiedziała: – Najbardziej ucierpią filmy, które właśnie weszły na ekrany, bo ich popularność zostanie przerwana. Z kolei zamknięcie kin wywoła kolejkę nowych tytułów do premier po wygaśnięciu epidemii, proporcjonalną do długości przerwy. To duża przeszkoda dla „Hejtera” Jana Komasy, który po sukcesie „Bożego Ciała” i nominacji do Oscara miał w miniony weekend około 150 tysięcy widzów, a na resztę musi poczekać.