Irlandzka kwadratura koła doścignęła Borisa Johnsona

Kilkudziesięciu deputowanych Partii Konserwatywnej nie zgadza się na złamanie przez Wielką Brytanię zobowiązań podjętych w umowie rozwodowej z Unią. Bunt może doprowadzić do upadku premiera.

Aktualizacja: 15.09.2020 06:02 Publikacja: 14.09.2020 18:22

Irlandzka kwadratura koła doścignęła Borisa Johnsona

Foto: AFP

Ustawa o rynku wewnętrznym miała być narzędziem, które wymusi na Brukseli ustępstwa w rokowaniach umowy o wolnym handlu, która ma wejść w życie z nowym rokiem. Przewidziano w niej, że Londyn będzie określał normy towarów i reguły ich wymiany w Irlandii Północnej, choć sam Johnson podpisał wcześniej porozumienie z Unią, które zakłada, że prowincja pozostanie częścią wspólnego rynku i będzie stosowała regulacje Zjednoczonej Europy. To miało być uderzenie w słaby punkt Wspólnoty, bo spełnienie brytyjskiej groźby zmusiłoby Irlandię, członka UE, do przywrócenia kontroli na granicy z Irlandią Północną i postawiło pod znakiem zapytania proces pokojowy zainicjowany przed 22 laty umową wielkopiątkową.

Jednak w poniedziałek wieczorem przed głosowaniem nad ustawą o rynku wewnętrznym 30 deputowanych torysów pod wodzą Boba Neila opowiedziało się przeciw propozycji Johnsona, a kolejnych kilkudziesięciu zapowiedziało, że wstrzyma się od głosu. To może oznaczać, że ustawa, która ma zostać ostatecznie przyjęta przez Westminster w przyszłym tygodniu, zostanie odrzucona.

Z apelem o odrzucenie umowy zwrócili się też wszyscy żyjący, byli liderzy Partii Konserwatywnej: David Cameron, Theresa May, John Major i Lord Howard. Ponieważ przyłączyli się do nich także laburzyści: Tony Blair i Gordon Brown, oznacza to, że również wszyscy żyjący byli premierzy uznali inicjatywę Johnsona za niedopuszczalną.

W miniony weekend w „Daily Telegraph" premier tłumaczył, że tylko odpowiada na szantaż Brukseli: „słyszymy, że jeśli nie zgodzimy się na warunki Unii, Unia wykorzysta skrajną interpretację umowy rozwodowej, aby ustanowić granicę celną w poprzek Morza Irlandzkiego".

Źródła na Downing Street twierdzą, że może dojść do sytuacji, w której Bruksela uzna, iż brytyjska żywność nie spełnia unijnych norm i nie tylko nie zezwoli na jej eksport na kontynent, ale też do Irlandii Północnej. W takim układzie np. sieć Tesco nie mogłaby zaopatrywać swoich sklepów w Belfaście czy Londonderry. W minionym tygodniu unijny negocjator Michel Barnier ostrzegł, że konieczne są dodatkowe „wyjaśnienia" w sprawie norm produktów zwierzęcych, jakie Brytyjczycy chcą stosować od nowego roku.

Jednak rosnąca grupa konserwatystów uważa, że cena taktyki, jaką przyjął premier, jest zbyt wysoka. Powoduje, że Wielka Brytania staje się dla świata niewiarygodna, skoro łamie zobowiązania, które sama podjęła.

Deputowany torysów Tobias Ellwood, który przyłączył się do buntu, tłumaczy: „Wielka Brytania jest jednym z twórców współczesnej demokracji i prawa międzynarodowego. W czasach, gdy porządek oparty na prawie załamuje się, powinniśmy go bronić, a nie jeszcze bardziej podcinać".

Nancy Pelosi, spikerka amerykańskiej Izby Reprezentantów i najwyższa rangą wśród polityków Partii Demokratycznej, ostrzegła, że w razie przyjęcia przez Izbę Gmin ustawy o rynku wewnętrznych Kongres odrzuci negocjowaną obecnie umowę o wolnym handlu między USA i Wielką Brytanią.

Johnson staje raz jeszcze przed problemem, który mimo zapewnień zwolenników brexitu od początku był kwadraturą koła: jak uniknąć przywrócenia kontroli na granicy Republiki Irlandii i Irlandii Północnej przy jednoczesnym wyjściu Zjednoczonego Królestwa z jednolitego rynku z UE i rezygnacji ze stworzenia unii celnej z krajami „27". W minionym tygodniu Tony Blair i John Major ostrzegli, że strategia Johnsona prowadzi nie tylko do załamania handlu z Unią, ale może też skończyć się rozpadem kraju.

W wyborach w grudniu 2019 r. Johnson zapewnił historyczne zwycięstwo dla torysów po tym, jak wbrew powszechnym oczekiwaniom zdołał przeforsować umowę rozwodową z Unią i pozornie rozwiązać problem irlandzki. Dziś problem, który – jak się okazuje – został jedynie zamieciony pod dywan, wraca jednak ze zdwojoną siłą. W poniedziałek brytyjski negocjator umowy z UE David Frost wezwał ambasadora Niemiec w Londynie Andreasa Michaelisa, aby ten rozliczył się z wpisu na Twitterze, w którym uznał, że „w trakcie przeszło 30-letniej kariery dyplomatycznej nie doświadczył tak nagłego, głębokiego i umyślnego załamania negocjacji". Mimo porannej godziny, kawy nie podano – sygnał, że nawet najbardziej opanowanym brytyjskim dyplomatom puszczają nerwy.

Ustawa o rynku wewnętrznym miała być narzędziem, które wymusi na Brukseli ustępstwa w rokowaniach umowy o wolnym handlu, która ma wejść w życie z nowym rokiem. Przewidziano w niej, że Londyn będzie określał normy towarów i reguły ich wymiany w Irlandii Północnej, choć sam Johnson podpisał wcześniej porozumienie z Unią, które zakłada, że prowincja pozostanie częścią wspólnego rynku i będzie stosowała regulacje Zjednoczonej Europy. To miało być uderzenie w słaby punkt Wspólnoty, bo spełnienie brytyjskiej groźby zmusiłoby Irlandię, członka UE, do przywrócenia kontroli na granicy z Irlandią Północną i postawiło pod znakiem zapytania proces pokojowy zainicjowany przed 22 laty umową wielkopiątkową.

Pozostało 82% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1002
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1001
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1000
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 999
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 997