Dwie pozarządowe organizacje w Macedonii wezwały do demonstracji solidarności przez ambasadą Bośni w Skopje. W wysłanym do mediów oświadczeniu mowa jest o "konieczności wyrażenia niezadowolenia z tego co dzieje się w Bośni i Hercegowinie", jednak komentatorzy zwracają uwagę, że taki protest może łatwo zmienić się w demonstracje przeciwko sytuacji w samej Macedonii. Podobnie jak Bośnia należy ona do najuboższych państw Europy. Powszechna jest bieda, a bezrobocie zbliża się do 30 proc. Miejscowi politycy oskarżani są o nieudolność i skłonność do korupcji.
Zaprzeczają temu macedońscy politycy, którzy twierdzą, że sytuacja w obu krajach jest całkowicie odmienna. Komentator zbliżonej do rządu Nikoli Grujewskiego gazety "Vjeczer" sugeruje wręcz, że protesty w Bośni to robota wywrotowców, którzy chcą podważyć ustalenia pokoju z Dayton, który w 1995 r. zakończył wojnę domową. Stevo Pendarowski, były doradca prezydenta Borysa Trajkowskiego uspokaja, że w Macedonii występują podobne problemy jednak "nie ma jeszcze masy krytycznej dla masowych wystąpień".
Echa wydarzeń w Bośni docierają także do innych państw pojugosłowiańskich. Demonstracja poparcia dla mieszkańców Sarajewa odbyła się w Belgradzie, a kilka organizacji z Serbii i Czarnogóry wyraziło solidarność z Bośniakami. Powodem jest głównie poczucie wspólnoty ludzi mieszkających kiedyś w jednym państwie, a dziś borykających się z podobnymi problemami.
W samej Bośni i Hercegowinie po ośmiu dniach protestów i zamieszek sytuacja powoli się uspokaja. Uczestnicy protestów oskarżają policję o wyjątkową brutalność okazaną podczas rozpędzania demonstracji. Wielu młodych ludzi twierdzi, że byli bici już po aresztowaniu. Biljana Jandrić, rzeczniczka szpitala w Kosevie powiedziała, że tylko w tej jednej miejscowości obrażenia odniosło około 120 osób. W internecie krążą nagrania brutalnych zachowań policjantów. Na jednym z nich widać jak celowo spychają młodych ludzi do rzeki Miljacki. Amnesty International wzywa wladze bośniackie do przeprowadzenia w tej sprawie śledztw. Wielu poszkodowanych demonstrantów zamierza dochodzić swych praw przed sądem.
Bośniaccy Serbowie wykorzystują okazję, by zademonstrować swoją odrębność w ramach formalnej (choć w praktyce nieistniejącej) wspólnoty państwowej Bośni i Hercegowiny. Milorad Dodik, prezydent Republiki Serbskiej w BiH oświadczył, że wydarzenia w Sarajewie i innych bośniackich miastach pokazują, że "sztuczna konstrukcja Bośni i Hercegowiny powinna zostać rozwiązana". Jego zdaniem odpowiedzialność za fatalną sytuację w Bośni spada na nadzorujące sytuację w państwie organizacje międzynarodowe.