Plan Toma Van Griekena jest prosty. W czerwcu kierowane przez niego skrajnie prawicowe ugrupowanie Vlaams Belang (VB, Flamandzka Sprawa) wygrywa wybory i buduje w parlamencie prowincji większościową koalicję z Nowym Sojuszem Flamandzkim (N-VA), inną partią nacjonalistyczną. Następnie przyjmuje deklarację o niepodległości Flandrii i proponuje Walonii i Brukseli, pozostałym dwóm częściom składowym istniejącego od 1830 roku królestwa, negocjacje nad warunkami rozwodu. A jeśli odpowiedź będzie odmowna, jednostronnie buduje oddzielne państwo.
Ten plan jeszcze niedawno wydawał się czystą fantazją. Ale już nią nie jest. Grieken zbudował ugrupowanie, które z około 25 proc. poparcia zajmuje od wielu miesięcy w sondażach pierwsze miejsce wśród sił politycznych we Flandrii i drugie (po dominującej w Walonii Partii Socjalistycznej) na poziomie federalnym. A razem z N-VA (23 proc.) ma bezwzględną większość w parlamencie w Antwerpii.
Kordon sanitarny wokół Flamandzkiej Sprawy
Siłę Vlaams Belang czerpie przede wszystkim z niechęci Flamandów do narastającej fali emigracji. Ale także ze słabych perspektyw wzrostu gospodarczego i drożyzny. Do tej pory jego ugrupowanie było otoczone kordonem sanitarnym: nikt nie wchodził z nim w koalicję. Dlatego choć celem N-VA również jest budowa niezależnej Flandrii, to trwa ona w koalicji z liberalnym Open VLD i chadecką CD&V. Ale jeśli wierzyć sondażom, ta trójka po wyborach nie będzie miała większości. I wtedy przed liderem N-VA i burmistrzem Antwerpii Bartem De Weverem stanie epokowa decyzja, czy wejść w alians z Griekenem.
Ale nie tylko arytmetyka wyborcza w parlamencie w Antwerpii powoduje, że przyszłość Belgii wydaje się być przesądzona. Bez Vlaams Belang może okazać się również niemożliwe zbudowanie rządu federalnego. W 2010 królestwo pobiło rekord długości formowanie nowego gabinetu: 500 dni. Teraz może do tego nie dojść nigdy.
Belgia. Na południu kraju rośnie lewicowy radykalizm
Sytuację pogarsza nie tylko coraz dłuższa lista animozji między Flamandami i Walonami, lecz także sukces na południu kraju innego radykalizmu: lewicowego. Tu już na drugie miejsce w sondażach wysunęła się Partia Pracujących Belgii (PTB), ugrupowanie o korzeniach komunistycznych, jeśli nie stalinowskich. To podobnie jak Vlaams Belang partner, z którym trudno współpracować.